Zacznę od podkreślenia, że nie będzie to żadna obiektywna klasyfikacja, a jedynie lista dziesięciu piw, które mi osobiście najbardziej smakowały, na której to liście umieściłem tylko te piwa, których dane mi było próbować. Z góry uprzedzam więc pytania - Samca Alfa z Artezana (w niemal zgodnej opinii większości osób zajmujących się piwem w Polsce było to najlepsze piwo 2015 roku, a być może i najlepsze polskie piwo w ogóle) nie ma na tej liście, a to dlatego, że nie znalazłem się w gronie szczęśliwców, którym udało się po to piwo sięgnąć. Cóż, życie bywa brutalne ;)
Lista wszystkich nowych piw, jakie pojawiły się w 2015 roku jest... nie do ogarnięcia! Nawet jeśli chciałbym posiłkować się wyliczeniami innych, każde z nich przedstawia inną ilość premier. Docent z PolskieMinibrowary.pl wyliczył, że pojawiło się 1001 nowych piw (tylko w nurcie piwowarstwa rzemieślniczego, nie licząc propozycji koncernowych), licznik premier na blogu Kilka Słów O Piwie zatrzymał się na liczbie 1075, a w znakomitym statystycznym podsumowaniu tradycyjnie opublikowanym na blogu Piwna Zwrotnica pada liczba 1164 nowych piw! Ja na ten moment spośród premierowych piw minionego roku spróbowałem "zaledwie" 274 pozycji, czyli mniej więcej 1/4 wszystkich premier 2015 i wcale nie uważam, żeby to był zły wynik. Bez wątpienia wraz z upływem czasu będę zaliczał kolejne piwa, po które wcześniej nie miałem okazji sięgnąć. W każdym razie nie wydaje mi się, aby ktokolwiek był w stanie spróbować wszystkich ubiegłorocznych premier. Dlatego też trudnym zadaniem jest sporządzenie jakiejś obiektywnej klasyfikacji. Ostatecznie ten tekst jest więc po prostu listą dziesięciu piw, które mnie najbardziej smakowały, nie jest nawet żadną klasyfikacją, bo nie wskazuję tu żadnej kolejności, która jest zupełnie przypadkowa.
Kingpin - Turbo Geezer (Double Irish Espresso Stout)
Pierwszy raz piłem to piwo krótko po premierze i od razu zrobiło na mnie wrażenie. Kilka dni temu miałem okazję sięgnąć po nie ponownie. Z Wysp przyleciał na tydzień dawno nie widziany kumpel, a ja chciałem pokazać mu różnorodność i wysoką jakość świata piw rzemieślniczych, więc kupiłem na tę okazję zestaw kilku sprawdzonych pozycji. Turbo Geezer wciąż zaskakuje głębią i pełnią (w sumie to nie zaskakuje, w końcu to jest 19,1 BLG ekstraktu - niektórzy nawet słabsze sprzedawali jako RISy), zachwyca nieprzeniknioną czernią oraz mocą kawy, wanilii, czekolady, akcentami palonymi i torfowymi, nutami płatków dębowych whisky. Alkohol ukryty bardzo dobrze sprawia, że piwo pije się bardzo lekko. Na wersje leżakowane w beczkach po bourbonie (jedna z nich z malinami), które Browar Kingpin przygotował z okazji swoich pierwszych urodzin, nie załapałem się. Nie wątpię, że gdybym ich spróbował, przebojem wdarłyby się na tę listę.
Solipiwko - Black Bicz (Imperial Black IPA)
Wojtek Solipiwko nie przystępuje do wyścigu o jak największą ilość premier i nowe piwa wypuszcza stosunkowo rzadko, choć wciąż systematycznie. Zdecydowanie stawia nie na ilość, a na jakość. Ubiegłoroczne 1978 (Rauchbock) oraz Czarna Pitch (Black IPA) były bardzo dobre, ale mnie najbardziej urzekło piwo Black Bicz. Ekstrakt konkret - 19,1 BLG - a co za tym idzie duża pełnia i treściwość, piwo jest gęste i oleiste. A aromacie przede wszystkim nuty żywiczne, iglaste, trochę trawiaste, w tle pojawiają się cytrusy. Pod intensywną chmielowością jest oczywiście warstwa słodowa, w której nie ma wyraźnych akcentów palonych, raczej lekko prażone i trochę czekolady. Modelowe podejście do Black IPA - i to w w wersji imperialnej. Grejpfrutowo-żywiczna goryczka na finiszu pozostawia przyjemny posmak zachęcający do sięgania po kolejne łyki. Alkohol w smaku i aromacie świetnie ukryty. Liczę na to, że imperialna wersja Sweet Nygusa (Milk Stout), która ukaże się niebawem, będzie równie dobra.
Podgórz - 652 m n.p.m. (Porter Bałtycki)
Łukasz Jajecznica dysponuje w browarze zaledwie trzema tankami leżakowymi, a jednak z jednym z nich przez cały rok leżakował ten Porter. Otrzymaliśmy piwo warte swojej ceny (za butelkę dałem 18 zł), rzeczywiście porządnie wyleżakowane, dobrze ułożone, przy tym bardzo wyraziste. W aromacie moc czekolady i wyraźne skojarzenie ze śliwką oraz wiśnią w deserowej czekoladzie. W smaku skojarzenie z pralinami z likierowym nadzieniem i truflami oraz nutka szlachetnego, przyjemnie rozgrzewającego przełyk alkoholu. Choć piwo ma "czarny charakter", brak tu paloności, zdecydowanie dominuje czekolada. 20 BLG ekstraktu robi swoje - piwo jest gęste i treściwe, a niskie wysycenie nadaje mu gładkości. Bez wątpienia czołówka polskich Porterów Bałtyckich.
Browar Na Jurze - Jurajskie Porter Bałtycki (Porter Bałtycki)
Zawierciański browar ma za sobą całkiem dobry rok. Zaskoczył przede wszystkim serią udanych piw kwaśnych (OwocoweLove Czarne, Cherry Lady, Kwas Pruski), ale mi osobiście najbardziej przypadł do gustu ich Porter Bałtycki. Słyszałem, że ponoć niektóre warki wyszły lepiej, inne gorzej, natomiast ja mogę oceniać tylko po piwie, na które trafiłem, a trafiłem bardzo dobrze. Na ciemnobrunatnym, niemal czarnym piwie pojawiła się obfita warstwa zbitej, puszystej piany w kolorze kawy z mlekiem. W aromacie dominującej gorzkiej czekoladzie towarzyszy delikatna paloność, a momentami w tle przebiega nuta śliwkowa. W smaku bardzo dobrze współgrają ze sobą "ciemne" nuty - deserowa czekolada, trochę kawy, lekka paloność, a do tego ta sama śliwka, która była obecna w aromacie. Goryczka jest niewysoka, pochodząca od paloności, a piwo pozostawia raczej słodki, czekoladowy posmak oblepiający podniebienie. Piwo jest treściwe, gęste, oleiste i nic w tym dziwnego, w końcu ekstrakt to aż 22 BLG.
AleBrowar - Hard Bride (American Barley Wine)
Najlepsza z alebrowarowych premier ubiegłego roku. Można było sporo się nasłuchać i naczytać uwag krytycznych, głównie wymierzonych w balans przesunięty mocno na intensywne chmielenie aniżeli w stronę słodową. Niewątpliwie jest to prawdą, ale to nie zmienia faktu, że to bardzo dobre piwo. Ciemnobursztynowa barwa i lekka opalizacja, obfita piana w kolorze bieli przybrudzonej jasnopomarańczowym nalotem. Niewątpliwie "amerykański" aromat - owocowo, cytrusowo, tropikalnie. Wyraźna, choć jednak pozostająca na drugim planie, trochę karmelowa słodowość. W smaku pewna cytrusowa kwaskowatość, ale i owocowa słodycz, skontrowane są wysoką, intensywną, ale nie zalegającą, grejpfrutową goryczką. Piwo ma 24 BLG i czuć jego treściwość, pomaga w tym niskie wysycenie. Alkohol na poziomie 10% jest znakomicie zakamuflowany, jego rozgrzewające działanie czuć dopiero w przełyku.
Birbant - ABW (American Barley Wine)
Również Browar Birbant zaproponował Barley Wine z akcentem na intensywne chmielenie "po amerykańsku". W aromacie uderza w nos moc cytrusów i owoców tropikalnych, a podbudowa słodowa jest wyczuwalna, choć pozostaje z tyłu. Wraz z ogrzewaniem się piwa ten balans nieco się wyrównuje. W smaku jest owocowo, cytrusowo, trochę słodko, trochę kwaskowato. Szybko zwraca na siebie wyraźna goryczka o profilu grejpfrutowym, choć po na samym finiszu do tego grejpfruta jakby dołączała nutka łodygowa, ale nie można powiedzieć, żeby w jakiś sposób zalegała w ustach. Zaskakująco dobrze ukryty jest alkohol. Z ABW nie ma żartów - z 24,5 BLG ekstraktu wyszło 10,5% zawartości alkoholu, który jest praktycznie niewyczuwalny. Bardzo dobrze, że nagazowanie jest niskie, co jakby sugeruje bardziej degustacyjny charakter piwa, bo gdyby wysycenie było wyższe, to byłby to ekstremalnie pijalny napój. A i bez tego ABW wchodzi do głowy niepostrzeżenie.
Birbant - P.I.S. & Love (Peated Imperial Stout)
Piwo, które miało premierę razem z ABW. Jak wiadomo, piwa z udziałem słodu wędzonego cieszą się u nas sporym zainteresowaniem, bez problemu znajdują zwolenników, więc również wędzony RIS musiał się pojawić. W tym przypadku - wędzony torfem. Już w aromacie mamy wyraźne uderzenie tej torfowej wędzonki, ale absolutnie nie na jakimś ekstremalnym poziomie. Oprócz tego dużo deserowej czekolady, nutka śliwkowa, trochę trufli. Lekko muska w nos nuta alkoholu, ale raczej szlachetna, w każdym razie nie przeszkadzająca. W smaku znajdujemy przede wszystkim intensywną paloność, wyraźną nutę pralin z gorzkiej czekolady z likierowym nadzieniem, trufli, suszonej śliwki, muśnięcie kawowej kwaskowatości. Goryczka o profilu ziołowo-palonym jest wyraźna, ale pewnie nieco tonowana przez 24,5 BLG ekstraktu. Piwo jest gęste, oleiste i gładkie, nisko nagazowane. Alkohol wyczuwalny głównie w postaci rozgrzewania w przełyku, w smaku dobrze przykryty. Jeśli o coś miałbym się czepiać, to wolałbym więcej torfu.
Bednary - Saint Satanislav (Russian Imperial Stout)
Browar Bednary w minionym roku przyzwyczaił do wysokiego poziomu swoich Stoutów. Czarny Karzeł, Kostamera, Sweet Boy, Osteroida, Stoutopia - żadne z tych piw nie zawiodło. Można powiedzieć, że Stout - niezależnie od wersji - to specjalność zakładu w Bednarach. Czy tak samo dobrze wypadła wersja imperialna? A jakże! W kooperacji z poznańską Centralą Piwną powstał bardzo dobry RIS. Już wygląd jest bardzo ładny - barwa to nieprzenikniona czerń, zachwyca gęsta kremowa piana w kolorze kawy z mlekiem. W aromacie przede wszystkim czekolada i wyczuwalna, choć nie narzucająca się i subtelna torfowa wędzonka, skryta za nimi jest nuta palona, a w tle pewna nutka likierowa, jakby śliwkowo-winna. Alkohol niewyczuwalny. W smaku jeszcze więcej czekolady, jeszcze wyraźniejsza śliwka, jeszcze ostrzejsza paloność, która dodatkowo wyraźnie zaznacza się w goryczce. Jest słodko, pojawiają się takie skojarzenia jak płynna czekolada, praliny czekoladowe czy trufle. Torfowa wędzonka obecna, choć wciąż raczej subtelna, ale taka kompozycja bardzo dobrze się sprawdza. Alkohol wciąż nieźle ukryty, choć wyraźnie rozgrzewa w przełyk. Niskie nagazowanie dodaje piwu przyjemnej gładkości.

Kraftwerk & Wąsosz - This Is Kraft, Bitch! (Schwarzbier)
Najlżejsze piwo w tym zestawieniu, bo zaledwie 13 BLG. Po Schwarzbierze można spodziewać się nudy, ale interpretacja działających w kooperacji Wąsosza i Kraftwerku na szczęście jest odpowiednio podkręcona. Ciemne słody, torfowa wędzonka, płatki dębowe z beczki po koniaku, amerykańskie chmiele - to wszystko miało sprawić, że nie będzie to zwykły ciemny lager, i sprawdziło się dość dobrze. Aromatem byłem trochę zawiedziony, bo wędzoność, za którą się przepadam, była ledwo wyczuwalna, natomiast wyraźnie zaakcentowane były motywy pochodzące od płatków dębowych i sosnowa nuta od chmielu. W smaku za to pierwszorzędnie - typowe dla torfowej wędzonki przepalone kable były obecne, ale nie zdominowały piwa. Na finiszu wyraźnie zaznaczona iglasto-żywiczna goryczka, a w ustach popiołowy i ziemisty posmak. Kraftwerk jest często krytykowany za nierówny poziom i ja się z tym zgadzam. O ile jednak seria militarna to dla mnie zawód i chyba nie zapadło mi w pamięć żadne z tych piw, o tyle zwłaszcza piwa z udziałem słodu wędzonego (oprócz tego były jeszcze np. Rauch Alt oraz uwarzony we współpracy z Browarem Reden Zabobon) wychodzą im naprawdę solidnie.
AleBrowar & Σολο - Saint No More 2015 (Black Double Rye IPA)
Pod koniec roku pojawiło się na rynku sporo piw określanych mianem świątecznych. Niektóre były bardziej udane, niektóre mniej, natomiast zdecydowanie najlepiej wypadła najnowsza edycja Saint No More z AleBrowaru (w kooperacji z Kjetilem Jikiunem, który opuścił szeregi Nøgne Ø i rozpoczął swój nowy projekt Σολο). Już wygląd zapowiadał bardzo dobrą rzecz - na niemal czarnym nieprzejrzystym piwie utworzyła się obfita, gęsta, puszysta i trwała warstwa beżowej piany. W aromacie trochę czekolady, delikatna nutka palona, akcenty żywiczne i sosnowe, a na dalszym planie kręcił się jakiś cytrus. Słód żytni zrobił swoje - piwo w ustach jest gładkie, wręcz kremowe, a to wrażenie jest dobrze podbijane przez niskie wysycenie. W smaku pojawia się lekka cytrusowa kwaskowatość oraz nutki żywiczne i sosnowe. Na finiszu wyraźnie zaznaczona jest wysoka, choć szybko znikająca, goryczka o profilu głównie grejpfrutowym z nutą żywiczną i domieszką paloności. Alkohol (8,7% przy 20 BLG ekstraktu początkowego) w smaku niewyczuwalny, natomiast czuć jego rozgrzewające działanie w przełyku.
I tak by to w skrócie wyglądało... Tekst ukazuje się dopiero na początku lutego, bo na samym początku roku stwierdziłem, że poczekam jeszcze przez cały styczeń, aby dać szansę wpadnięcia w moje ręce niektórym piwom, po które nie udało mi się wcześniej sięgnąć. Ostatnim piwem, które wskoczyło do mojego prywatnego top-10, okazało się tegoroczne Saint No More przypieczętowując tym samym udany rok w wykonaniu AleBrowaru. Cała powyższa lista jest "elastyczna", brałem pod uwagę pewnie jeszcze z kilkanaście innych piw i jakby któreś z nich wskoczyło do tej dziesiątki, to nie zrobiłoby to wielkiej różnicy. Starałem się jednak wybrać te pozycje, które najmocniej zapisały się w mojej pamięci.

Pierwszy raz piłem to piwo krótko po premierze i od razu zrobiło na mnie wrażenie. Kilka dni temu miałem okazję sięgnąć po nie ponownie. Z Wysp przyleciał na tydzień dawno nie widziany kumpel, a ja chciałem pokazać mu różnorodność i wysoką jakość świata piw rzemieślniczych, więc kupiłem na tę okazję zestaw kilku sprawdzonych pozycji. Turbo Geezer wciąż zaskakuje głębią i pełnią (w sumie to nie zaskakuje, w końcu to jest 19,1 BLG ekstraktu - niektórzy nawet słabsze sprzedawali jako RISy), zachwyca nieprzeniknioną czernią oraz mocą kawy, wanilii, czekolady, akcentami palonymi i torfowymi, nutami płatków dębowych whisky. Alkohol ukryty bardzo dobrze sprawia, że piwo pije się bardzo lekko. Na wersje leżakowane w beczkach po bourbonie (jedna z nich z malinami), które Browar Kingpin przygotował z okazji swoich pierwszych urodzin, nie załapałem się. Nie wątpię, że gdybym ich spróbował, przebojem wdarłyby się na tę listę.

Wojtek Solipiwko nie przystępuje do wyścigu o jak największą ilość premier i nowe piwa wypuszcza stosunkowo rzadko, choć wciąż systematycznie. Zdecydowanie stawia nie na ilość, a na jakość. Ubiegłoroczne 1978 (Rauchbock) oraz Czarna Pitch (Black IPA) były bardzo dobre, ale mnie najbardziej urzekło piwo Black Bicz. Ekstrakt konkret - 19,1 BLG - a co za tym idzie duża pełnia i treściwość, piwo jest gęste i oleiste. A aromacie przede wszystkim nuty żywiczne, iglaste, trochę trawiaste, w tle pojawiają się cytrusy. Pod intensywną chmielowością jest oczywiście warstwa słodowa, w której nie ma wyraźnych akcentów palonych, raczej lekko prażone i trochę czekolady. Modelowe podejście do Black IPA - i to w w wersji imperialnej. Grejpfrutowo-żywiczna goryczka na finiszu pozostawia przyjemny posmak zachęcający do sięgania po kolejne łyki. Alkohol w smaku i aromacie świetnie ukryty. Liczę na to, że imperialna wersja Sweet Nygusa (Milk Stout), która ukaże się niebawem, będzie równie dobra.

Łukasz Jajecznica dysponuje w browarze zaledwie trzema tankami leżakowymi, a jednak z jednym z nich przez cały rok leżakował ten Porter. Otrzymaliśmy piwo warte swojej ceny (za butelkę dałem 18 zł), rzeczywiście porządnie wyleżakowane, dobrze ułożone, przy tym bardzo wyraziste. W aromacie moc czekolady i wyraźne skojarzenie ze śliwką oraz wiśnią w deserowej czekoladzie. W smaku skojarzenie z pralinami z likierowym nadzieniem i truflami oraz nutka szlachetnego, przyjemnie rozgrzewającego przełyk alkoholu. Choć piwo ma "czarny charakter", brak tu paloności, zdecydowanie dominuje czekolada. 20 BLG ekstraktu robi swoje - piwo jest gęste i treściwe, a niskie wysycenie nadaje mu gładkości. Bez wątpienia czołówka polskich Porterów Bałtyckich.

Zawierciański browar ma za sobą całkiem dobry rok. Zaskoczył przede wszystkim serią udanych piw kwaśnych (OwocoweLove Czarne, Cherry Lady, Kwas Pruski), ale mi osobiście najbardziej przypadł do gustu ich Porter Bałtycki. Słyszałem, że ponoć niektóre warki wyszły lepiej, inne gorzej, natomiast ja mogę oceniać tylko po piwie, na które trafiłem, a trafiłem bardzo dobrze. Na ciemnobrunatnym, niemal czarnym piwie pojawiła się obfita warstwa zbitej, puszystej piany w kolorze kawy z mlekiem. W aromacie dominującej gorzkiej czekoladzie towarzyszy delikatna paloność, a momentami w tle przebiega nuta śliwkowa. W smaku bardzo dobrze współgrają ze sobą "ciemne" nuty - deserowa czekolada, trochę kawy, lekka paloność, a do tego ta sama śliwka, która była obecna w aromacie. Goryczka jest niewysoka, pochodząca od paloności, a piwo pozostawia raczej słodki, czekoladowy posmak oblepiający podniebienie. Piwo jest treściwe, gęste, oleiste i nic w tym dziwnego, w końcu ekstrakt to aż 22 BLG.

Najlepsza z alebrowarowych premier ubiegłego roku. Można było sporo się nasłuchać i naczytać uwag krytycznych, głównie wymierzonych w balans przesunięty mocno na intensywne chmielenie aniżeli w stronę słodową. Niewątpliwie jest to prawdą, ale to nie zmienia faktu, że to bardzo dobre piwo. Ciemnobursztynowa barwa i lekka opalizacja, obfita piana w kolorze bieli przybrudzonej jasnopomarańczowym nalotem. Niewątpliwie "amerykański" aromat - owocowo, cytrusowo, tropikalnie. Wyraźna, choć jednak pozostająca na drugim planie, trochę karmelowa słodowość. W smaku pewna cytrusowa kwaskowatość, ale i owocowa słodycz, skontrowane są wysoką, intensywną, ale nie zalegającą, grejpfrutową goryczką. Piwo ma 24 BLG i czuć jego treściwość, pomaga w tym niskie wysycenie. Alkohol na poziomie 10% jest znakomicie zakamuflowany, jego rozgrzewające działanie czuć dopiero w przełyku.

Również Browar Birbant zaproponował Barley Wine z akcentem na intensywne chmielenie "po amerykańsku". W aromacie uderza w nos moc cytrusów i owoców tropikalnych, a podbudowa słodowa jest wyczuwalna, choć pozostaje z tyłu. Wraz z ogrzewaniem się piwa ten balans nieco się wyrównuje. W smaku jest owocowo, cytrusowo, trochę słodko, trochę kwaskowato. Szybko zwraca na siebie wyraźna goryczka o profilu grejpfrutowym, choć po na samym finiszu do tego grejpfruta jakby dołączała nutka łodygowa, ale nie można powiedzieć, żeby w jakiś sposób zalegała w ustach. Zaskakująco dobrze ukryty jest alkohol. Z ABW nie ma żartów - z 24,5 BLG ekstraktu wyszło 10,5% zawartości alkoholu, który jest praktycznie niewyczuwalny. Bardzo dobrze, że nagazowanie jest niskie, co jakby sugeruje bardziej degustacyjny charakter piwa, bo gdyby wysycenie było wyższe, to byłby to ekstremalnie pijalny napój. A i bez tego ABW wchodzi do głowy niepostrzeżenie.

Piwo, które miało premierę razem z ABW. Jak wiadomo, piwa z udziałem słodu wędzonego cieszą się u nas sporym zainteresowaniem, bez problemu znajdują zwolenników, więc również wędzony RIS musiał się pojawić. W tym przypadku - wędzony torfem. Już w aromacie mamy wyraźne uderzenie tej torfowej wędzonki, ale absolutnie nie na jakimś ekstremalnym poziomie. Oprócz tego dużo deserowej czekolady, nutka śliwkowa, trochę trufli. Lekko muska w nos nuta alkoholu, ale raczej szlachetna, w każdym razie nie przeszkadzająca. W smaku znajdujemy przede wszystkim intensywną paloność, wyraźną nutę pralin z gorzkiej czekolady z likierowym nadzieniem, trufli, suszonej śliwki, muśnięcie kawowej kwaskowatości. Goryczka o profilu ziołowo-palonym jest wyraźna, ale pewnie nieco tonowana przez 24,5 BLG ekstraktu. Piwo jest gęste, oleiste i gładkie, nisko nagazowane. Alkohol wyczuwalny głównie w postaci rozgrzewania w przełyku, w smaku dobrze przykryty. Jeśli o coś miałbym się czepiać, to wolałbym więcej torfu.

Browar Bednary w minionym roku przyzwyczaił do wysokiego poziomu swoich Stoutów. Czarny Karzeł, Kostamera, Sweet Boy, Osteroida, Stoutopia - żadne z tych piw nie zawiodło. Można powiedzieć, że Stout - niezależnie od wersji - to specjalność zakładu w Bednarach. Czy tak samo dobrze wypadła wersja imperialna? A jakże! W kooperacji z poznańską Centralą Piwną powstał bardzo dobry RIS. Już wygląd jest bardzo ładny - barwa to nieprzenikniona czerń, zachwyca gęsta kremowa piana w kolorze kawy z mlekiem. W aromacie przede wszystkim czekolada i wyczuwalna, choć nie narzucająca się i subtelna torfowa wędzonka, skryta za nimi jest nuta palona, a w tle pewna nutka likierowa, jakby śliwkowo-winna. Alkohol niewyczuwalny. W smaku jeszcze więcej czekolady, jeszcze wyraźniejsza śliwka, jeszcze ostrzejsza paloność, która dodatkowo wyraźnie zaznacza się w goryczce. Jest słodko, pojawiają się takie skojarzenia jak płynna czekolada, praliny czekoladowe czy trufle. Torfowa wędzonka obecna, choć wciąż raczej subtelna, ale taka kompozycja bardzo dobrze się sprawdza. Alkohol wciąż nieźle ukryty, choć wyraźnie rozgrzewa w przełyk. Niskie nagazowanie dodaje piwu przyjemnej gładkości.

Kraftwerk & Wąsosz - This Is Kraft, Bitch! (Schwarzbier)
Najlżejsze piwo w tym zestawieniu, bo zaledwie 13 BLG. Po Schwarzbierze można spodziewać się nudy, ale interpretacja działających w kooperacji Wąsosza i Kraftwerku na szczęście jest odpowiednio podkręcona. Ciemne słody, torfowa wędzonka, płatki dębowe z beczki po koniaku, amerykańskie chmiele - to wszystko miało sprawić, że nie będzie to zwykły ciemny lager, i sprawdziło się dość dobrze. Aromatem byłem trochę zawiedziony, bo wędzoność, za którą się przepadam, była ledwo wyczuwalna, natomiast wyraźnie zaakcentowane były motywy pochodzące od płatków dębowych i sosnowa nuta od chmielu. W smaku za to pierwszorzędnie - typowe dla torfowej wędzonki przepalone kable były obecne, ale nie zdominowały piwa. Na finiszu wyraźnie zaznaczona iglasto-żywiczna goryczka, a w ustach popiołowy i ziemisty posmak. Kraftwerk jest często krytykowany za nierówny poziom i ja się z tym zgadzam. O ile jednak seria militarna to dla mnie zawód i chyba nie zapadło mi w pamięć żadne z tych piw, o tyle zwłaszcza piwa z udziałem słodu wędzonego (oprócz tego były jeszcze np. Rauch Alt oraz uwarzony we współpracy z Browarem Reden Zabobon) wychodzą im naprawdę solidnie.

Pod koniec roku pojawiło się na rynku sporo piw określanych mianem świątecznych. Niektóre były bardziej udane, niektóre mniej, natomiast zdecydowanie najlepiej wypadła najnowsza edycja Saint No More z AleBrowaru (w kooperacji z Kjetilem Jikiunem, który opuścił szeregi Nøgne Ø i rozpoczął swój nowy projekt Σολο). Już wygląd zapowiadał bardzo dobrą rzecz - na niemal czarnym nieprzejrzystym piwie utworzyła się obfita, gęsta, puszysta i trwała warstwa beżowej piany. W aromacie trochę czekolady, delikatna nutka palona, akcenty żywiczne i sosnowe, a na dalszym planie kręcił się jakiś cytrus. Słód żytni zrobił swoje - piwo w ustach jest gładkie, wręcz kremowe, a to wrażenie jest dobrze podbijane przez niskie wysycenie. W smaku pojawia się lekka cytrusowa kwaskowatość oraz nutki żywiczne i sosnowe. Na finiszu wyraźnie zaznaczona jest wysoka, choć szybko znikająca, goryczka o profilu głównie grejpfrutowym z nutą żywiczną i domieszką paloności. Alkohol (8,7% przy 20 BLG ekstraktu początkowego) w smaku niewyczuwalny, natomiast czuć jego rozgrzewające działanie w przełyku.
I tak by to w skrócie wyglądało... Tekst ukazuje się dopiero na początku lutego, bo na samym początku roku stwierdziłem, że poczekam jeszcze przez cały styczeń, aby dać szansę wpadnięcia w moje ręce niektórym piwom, po które nie udało mi się wcześniej sięgnąć. Ostatnim piwem, które wskoczyło do mojego prywatnego top-10, okazało się tegoroczne Saint No More przypieczętowując tym samym udany rok w wykonaniu AleBrowaru. Cała powyższa lista jest "elastyczna", brałem pod uwagę pewnie jeszcze z kilkanaście innych piw i jakby któreś z nich wskoczyło do tej dziesiątki, to nie zrobiłoby to wielkiej różnicy. Starałem się jednak wybrać te pozycje, które najmocniej zapisały się w mojej pamięci.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz