20 lutego 2016

Deer Bear - Hoppy Meal [recenzja]

Pierwszy raz z browarem kontraktowym Deer Bear zetknąłem się podczas ubiegłorocznych Poznańskich Targów Piwnych, na których zostało zaprezentowane ich debiutanckie piwo - Deer Beard - żytnie IPA z sosną i skórką pomarańczy. Debiut wypadł bardzo pozytywnie, a z tamtego piwa zapamiętałem przede wszystkim dużo nut iglastych, sosnowych oraz grejfrutowo-żywiczną goryczkę. Od wejścia Deer Bear na piwną scenę minęło już kilka miesięcy i po tym czasie można zauważyć pewne prawidłowości. Po pierwsze taką, że póki co kontraktowiec z Torunia nie idzie w ilość i nie zasypuje nas górą nowości, które ginęłyby w natłoku premier. Dodam, że moim zdaniem to bardzo dobrze, podoba mi się droga powolnego, konsekwentnego wchodzenia na rynek i systematycznego zaznajamiania konsumentów z marką. A po drugie jak widać chłopaki już od początku zdecydowali się pójść w kierunku wrzucania do piwa niezupełnie oczywistych dodatków. W pierwszym piwie mieliśmy sosnę, a kilka tygodni temu premierę miało drugie piwo Deer Bear, czyli Hoppy Meal, w składzie którego znajdziemy tym razem owoc kumkwatu.


Na etykiecie pierwszego piwa mieliśmy jelenia wystylizowanego na drwala, z kolei z etykiety Hoppy Meal spogląda na nas wybudzony ze snu miś w piżamie wcinający zapewne owsiankę. W końcu nazwa Deer Bear (Jeleń Niedźwiedź) zobowiązuje :)

Misie lubią zjeść i popić, potem lubią się podroczyć.
Biorą życie pełną garścią, tak jak michy swej zawartość.
Śpią tak długo, że jak wstają, kiszki im rytm walca grają.
Mimo, że już dnia jest schyłek, jędzą grzecznie swój posiłek.

Taką oto rymowankę pełniącą funkcję "morskiej opowieści" znajdujemy na etykiecie wraz z krótką charakterystyką piwa. Mamy też oczywiście parametry (ekstrakt 14 BLG, alkoholu 6,4% oraz goryczka na poziomie 44 IBU) oraz szczegółowy skład, w którym szczególnie wyróżnia się ciekawa kombinacja użytych odmian chmielu - Pacifica, Waimea, Vic Secret i Summit. Piwo jest pasteryzowane i niefiltrowane, uwarzone zostało w Browarze Wąsosz. Czas jednak przejść do konkretów, bo miś się niecierpliwi - posilił się owsianką i nie ma czym popić!


Zrzucam kapsel, pierwszy szybki niuch jeszcze z butelki i... nie wiem, czy to dobrze, ale czuję kokosa. W tym miejscu warto jeszcze nadmienić, że z kumkwatem w życiu nie miałem do czynienia (z tym większym zainteresowaniem podchodziłem do tego piwa) i nie wiem, które dokładnie cechy w piwie przypisywać właśnie jemu. Po kilku kolejnych niuchnięciach i utwierdzeniu się w przekonaniu, że rzeczywiście czuję kokosa, przelewam piwo do szkła. Wygląda ładnie, jest ciemnozłote, przejrzyste, choć nie całkiem klarowne, pokryte ładną warstwą białej piany, która po chwili się redukuje i pozostawia tylko pierścień przy brzegach. Już na początku zafiksowałem się na punkcie tego kokosa, więc staram się wyłapać jeszcze co nieco na spokojnie. Wciąż czuję tę nutę kokosową, ale oprócz niej również delikatny cytrus i bardzo słodkie owoce tropikalne. Kokos jakby przechodził w ananasa. No, intrygujący jest ten zapach. Jest ciekawie, to na pewno. Miś też wąchał i potwierdza, że ciekawie ;)

W smaku jest owocowo, trochę słodko, trochę kwaskowato, cytrusy i owoce tropikalne wciąż gdzieś się kręcą. Na finiszu pojawia się goryczka, która jest wyraźnie zaznaczona, aczkolwiek jak na IPA, to niezbyt wysoka. To goryczka w typie gorzkiej skórki pomarańczowej lub cytrynowej. Szybko znika, pozostawiając przyjemny słodki owocowy posmak, zachęcający do sięgania po kolejne łyki. Retronosowo znowu wychodzi kokos. Czyżby ta nuta pochodziła od kumkwatu? Nie sądzę, bo raczej nie tak go sobie wyobrażałem. A może to kombinacja chmieli dała taki efekt? Wysycenie jest odrobinę powyżej niskiego, cały czas czuć kręcące się w ustach lekko musujące bąbelki. Tekstura pozostaje jednak wygładzona, a piwo jest treściwe - płatki owsiane dobrze wykonują swoją robotę.

Podeszło mi to piwo, jest przede wszystkim bardzo dobrze pijalne, można powiedzieć, że sesyjne. Wzorcowe IPA to pewnie nie jest, bo przede wszystkim bardziej agresywnej goryczki tu brakuje, co nie znaczy, że taka nieco ugrzeczniona, trochę stonowana, jest zła. Żałuję jedynie, że przed spróbowaniem piwa, nie postarałem się o to, żeby spróbować kumkwatu, bo pozostał dla mnie niewiadomą i nawet, jeżeli wyczułem jakieś cechy, które wniósł do Hoppy Meal, mogłem ich nie wyczuć. Tak więc w kwestii kumkwatu jak byłem głupi, tak głupi pozostałem, natomiast jeśli chodzi o samo piwo - jest udane i potwierdza, że Browar Deer Bear nie robi byle czego byle jak i po omacku, tylko powoli bada grunt pod stopami i każdy kolejny krok stawia pewniej.

Brak komentarzy: