Nadejście nowego tygodnia poprzedziłem wizytą w sklepie specjalistycznym i zrobieniem zapasów, które znów wystarczą mi na jakiś czas.
Na wstępie - jeszcze zanim przejdę do pierwszego piwa - muszę przyznać, że NBA nie interesuję się kompletnie. Mój ulubiony sport to piłka nożna, a o koszykówce nie wiem zbyt wiele. Słyszałem o takim gościu jak Michael Jordan i kojarzę, że kiedyś tworzył niezłą pakę m.in. z Dennisem Rodmanem i Scottie'm Pippenem w Bykach, ale poza tym jestem w temacie kompletnym laikiem :) Tymczasem ponoć drużyna Golden State Warriors notuje jakieś niebagatelne rekordy w NBA, a uświadomiło mi to między innymi jedno z ostatnich piw Browaru Hopkins - amerykańska IPA o nazwie Golden State właśnie. Piwo ma ładną ciemnozłotą barwę i pokryte jest ładną warstwą piany. W aromacie bardzo wyraziste są cytrusy (którym towarzyszy odrobina karmelu), w smaku stają się jeszcze konkretniejsze, ale całkowitą dominację przejmuje wysoka, bezkompromisowa goryczka, nieco bardziej łodygowa niż grejpfrutowa, przez co jest trochę zalegająca na podniebieniu. Piwo jest nisko wysycone, ma zdecydowanie wytrawny charakter, jeszcze bardziej potęgowany przez goryczkowy finisz. Nie jest to goryczka dla każdego, ale znam ludzi, którzy właśnie na piwa z tego rodzaju goryczką czekają, więc na pewno znajdzie ono swoich entuzjastów. W mój gust nie do końca trafia, bo wolałbym, żeby było bardziej rześkie, a tymczasem jakby sprawiało wrażenie nawet trochę przyciężkawego. Hopkinsowi dziękuję za wiadomości sportowe zza oceanu, no i za piwo oczywiście też!
Browar Birbant w ostatnim czasie również przygotował American India Pale Ale wykorzystując do tego swoje urządzenie do chmielenia na zimno w przepływie, czyli Hopsbant. Tak powstało Hopsbant Fresh IPA, które prezentuje inne podejście do AIPA. Jest jaśniejsze, choć akurat to ma mniejsze znaczenie, niemniej już na oko widać, że raczej postanowiono, aby słodowość była tutaj w tle. Dominuje solidne nachmielenie, które gra główną rolę zarówno w aromacie (słodkie owoce tropikalne w przewadze), jak i w smaku, gdzie motywom tropikalnym towarzyszy delikatna cytrusowa kwaskowatość, która jeszcze zwiększa efekt orzeźwienia. Goryczka - podobnie jak w przypadku Golden State - jest wyliczona na 80 IBU, ale jest w zupełnie innym typie, jest typowo grejpfrutowa, czysta, krótka, nie zalegająca choćby na chwilę, zachęcająca do sięgania po kolejne łyki. Piwo jest umiarkowanie wysycone, daje się w nim zauważyć sporo bąbelków wciąż unoszących się ku górze. Hopsbant sprawił się na medal i zdecydowanie piwo ma profil chmielowy, jest lekkie, rześkie, łatwo pijalne, nie sprawiając przy tym wrażenia wodnistości. Pełnia słodowa, mimo że w tle, to jednak sprawia, że piwo jest treściwe. W poprzednim tygodniu próbowałem dwóch piw z Birbanta, ale Hopsbant Fresh IPA wywarło na mnie zdecydowanie lepsze wrażenie. Kandydat do miana jednego z bardziej rozchwytywanych piw w okresie wiosenno-letnim.
Seria kwaśnych piw Browaru Pinta cieszy się dużą popularnością i sporym uznaniem. To właśnie pionierzy piwnej rewolucji w Polsce w ubiegłym roku ponownie ubiegli wszystkich i w kooperacji z To Øl przygotowali Kwas Alfa, który zapoczątkował u nas modę na kwaśne piwa. Pinta na Kwasie Alfa nie poprzestała i kontynuując podróż po literach greckiego alfabetu przygotowała już piątego kwasa. Kwas Epsilon reprezentuje styl Double India Sour, a człon "India" zawdzięcza solidnemu nachmieleniu amerykańskimi chmielami, które zwłaszcza w aromacie wniosły sporo nut cytrusowych. Kwaśność jest wyczuwalna już w aromacie, zapach kojarzy mi się z takim babcinym kompotem z wiśni, który jest tak kwaśny, że trzeba go dosłodzić. W smaku wciąż na pierwszym planie wciąż jest intensywna owocowa kwaśność, jak dla mnie bardziej w typie wiśni niż cytryny, z wyraźną słodyczą w tle. Goryczka jest grejpfrutowa, chociaż zaledwie zaznaczona, raczej niewysoka, po sugerowanych na etykiecie 50 IBU spodziewałbym się więcej, być może tutaj inne cechy piwa tę goryczkę skutecznie przysłoniły. Sporo dzieje się po przełknięciu piwa - po muśnięciu goryczki najpierw pojawia się pewna owocowo-pestkowa cierpkość, a na samym końcu pozostaje już tylko bardzo przyjemny zbożowy posmak. Wysycenie jest drobne, intensywnie musujące, piwo jest bardzo rześkie, orzeźwiające, bardzo dobrze pijalne. Jakby nie było, jest to aż 18 BLG - jak na taki ekstrakt Kwas Epsilon jest wybitnie pijalny. Dla mnie najlepszy w całej serii kwasów.

Browar Kingpin, którego od początku mojego zainteresowania piwem rzemieślniczym uważałem za krajową czołówkę, ostatnio dwa razy z rzędu mnie rozczarował. Ani Diggler ani Headbanger delikatnie mówiąc mnie nie przekonały, ale kwestią czasu był powrót Kingpina na właściwe tory. Aficionado zapowiadało się nietuzinkowo - piwo górnej fermentacji z wykorzystaniem słodu wędzonego torfem oraz dodatkiem etiopskiej kawy Kefa i chińskiej herbaty Lapsang Souchong. Piwo ma ciemnobursztynową barwę, jest mocno, ale ładnie opalizujące, pokryte białą pianą z żółtawym nalotem. Aromat to intensywna torfowa wędzonka. Żadnego domyślania się - torf na pierwszym planie. Po chwili nos przyzwyczaja się do tego zapachu i daje się wyczuć wyraźna nuta herbaciana, która momentami ucieka w takie dziwne tony, że zaczyna kojarzyć mi się jakby z mentolem. W smaku główną rolę gra już tylko herbata. Mamy tu wyraźną wędzonkę, ale raczej nie torfową, a zapewne pochodzącą właśnie od tej wędzonej odmiany herbaty. Oprócz wędzonki są tu nuty tytoniowe, jest efekt pewnego ziołowo-łodygowego, garbnikowego ściągania. Na samym finiszu dołącza wyraźna, głównie grejpfrutowa goryczka. Kawy nie odnalazłem ani w aromacie ani w smaku. Tak jak przeczuwałem, Kingpin wraca do formy, choć Aficionado to piwo, które nie każdemu przypadnie do gustu, bardzo specyficzne, nieszablonowe, zapadające w pamięć. Ja zapamiętam go bardzo pozytywnie i z chęcią do niego wrócę.
Międzynarodowa kolaboracja Pinty z mieszczącym się w Japonii Baird Beer zapowiadała się ciekawie. Wyjazd do Kraju Kwitnącej Wiśni zaowocował wspólnym uwarzeniem Porteru Bałtyckiego. Trochę trwało zanim Bałtyk-Pacific Collaboration Porter przybył do Europy, a kiedy wreszcie się pojawił... nieco zaskoczył. Ciemnomiedziana barwa piwa zupełnie nie przystawaje do stylu, jaki reprezentuje. W aromacie obecny jest karmel, nuty suszonej śliwki, a dopiero wraz z ogrzaniem się piwa, pojawia się trochę czekolady. W smaku przede wszystkim wyraźna, dość wysoka, ale nie przesadzona ziołowa goryczka, a towarzyszy jej pewna cierpkość suszonych owoców. Pojawia się lekko alkoholowe pieczenie w przełyk, ale w zasadzie przyjemne, po prostu nieco rozgrzewające. Wysycenie jest wyraźne, na poziomie między niskim a średnim. Jako Porter Bałtycki piwo jest... nietypowe, choć mam wrażenie, że z każdym kolejnym łykiem zyskuje coraz więcej cech typowo porterowych.
Najmocniejszym piwem, po które sięgnąłem w tym tygodniu, nie był jednak powyższy Porter, a Smog, czyli Smoked Wee Heavy z Pracowni Piwa. 20 BLG ekstraktu, które dało 9,2% zawartości alkoholu, i wyraźna torfowa wędzonka - w taki oto sposób podkrakowski browar zdecydował się ugryźć temat tego szkockiego stylu (znanego też jako Strong Scotch Ale). Nazwa piwa jest adekwatna, do tego co oferuje nam zapach piwa. Jest dość przyciężkawy, nieco mulący, intensywnie karmelowy z wyraźną torfową wędzonką... Wyobraźnia podpowiada: oto smog unoszący się nad Krakowem wdziera się do mojego nosa! W smaku jeszcze więcej karmelu, a torfowa wędzonka zdecydowanie uderza w klimaty znane ze szkockiej whisky. Alkohol jest zaledwie trochę wyczuwalny w postaci lekkiego pieczenia w podniebienie i przełyk. Na finiszu pojawia się jeszcze wyraźnie zaznaczona, aczkolwiek umiarkowana, ziołowo-korzenna goryczka, która doskonale komponuje się z torfowością. Smog to typowo degustacyjne piwo, ale biorąc pod uwagę dość "ciężki" aromat, pije się je całkiem łatwo. Bez wątpienia piwo z charakterem, ale i piwo, które nie każdemu przypadnie do gustu, być może dla niektórych może być nawet nieprzystępne z powodu solidnej wędzonki i konkretnej karmelowej pełni słodowej. Na szczęście dla tych, którzy są fanami takich rozwiązań, do których ja się zaliczam, jest to pozycja godna polecenia.
Które z piw zrobiło na mnie najlepsze wrażenie w tym tygodniu? Tym razem nie mam wątpliwości - rewelacyjny Kwas Epsilon od pionierów kwaśnej rewolucji na polskiej ziemi :)