22 kwietnia 2016

Piwo domowe: Warka #1 American Pale Ale

Do tego, aby piwo nie tylko pić, ale też uwarzyć własne, zbierałem się od dawna. Zacząłem od zdobywania wiedzy teoretycznej, poznawania procesu powstawania piwa czy też najczęściej popełnianych błędów. Nie ma co ukrywać, że wspomagałem się w tym celu filmikami kilku piwnych vlogerów. Sporo rad i odpowiedzi na pojawiające się w mojej głowie pytania znalazłem na piwo.org, a pomocne okazały się również książki o tematyce piwowarskiej, które podarowała mi na Gwiazdkę moja dziewczyna.

Od początku nie zamierzałem podchodzić do dużych warek, a głównym powodem w tej chwili są warunki mieszkaniowe. Toteż zaopatrzyłem się w fermentor o pojemności 12 litrów (właściwie to 15, ale ze skalą do 12), w międzyczasie wciąż dokonując kolejnych niezbędnych zakupów, w tym surowców. Nawiasem mówiąc, teraz kiedy pierwszą warkę mam już za sobą, jestem skłonny pozostać przy takich niewielkich ilościach warzonego piwa, bo zauważyłem sporo wynikających z tego korzyści (choć są oczywiście i minusy).

A co z tą pierwszą warką? Jak wspomniałem, mam ją już za sobą. Mój piwowarski debiut odbył się 29 lutego. Jeśli ktoś nie ma pomysłu, jak spożytkować ten jeden dodatkowy dzień, który pojawia się w kalendarzu w roku przestępnym, proponuję zamknąć się w kuchni i uwarzyć piwko ;) Pierwszą kwestią był oczywiście wybór stylu i choć wcześniej myślałem, że moim pierwszym piwem będzie Stout, ostatecznie uznałem, że na "kolorowe" piwa przyjdzie czas, a zacznę od czegoś, na czym najlepiej można się nauczyć całego procesu. Padło więc na American Pale Ale.

Składniki, które wykorzystałem do mojego debiutanckiego APA, miałem już sprowadzone i nie musiałem niczego dokupywać. Zresztą wybierając styl patrzyłem też pod kątem surowców, które miałem już w domu. Zasyp to w stu procentach słód Pale Ale ze Strzegomia, którego użyłem 2 kg. Po godzinnym zacieraniu wyzwaniem była filtracja. Tutaj nie zastosowałem żadnej z najbardziej powszechnych technik, jak wężyk z oplotu czy podwójne dno, tylko korzystałem z kuchennego sita, na którym układałem warstwę filtracyjną z młóta. Wiem, że w kwestii filtracji mam sporo do poprawienia, ale też wiem co, więc jestem przekonany, że z kolejną warką wyjdzie to jeszcze lepiej, a zwłaszcza efektywniej.

Kolejny etap to oczywiście gotowanie i chmielenie. W swoim pierwszym piwie chciałem wykorzystać swój ulubiony chmiel, czyli Simcoe, ale żeby skład nie był zupełnie banalny, nie stworzyłem single hopa, tylko dorzuciłem też amerykańskiego Cascade. Oba chmiele ze zbiorów z 2014 roku. Na początku gotowania miałem 9 litrów brzeczki, a po godzinie pozostało 6,5 litra, więc tutaj kolejny po filtracji punkt, przy którym stawiam wykrzyknik i począwszy od kolejnego warzenia oczekuję od samego siebie poprawy wydajności. Na taką ilość brzeczki wrzuciłem 5g Simcoe na 50 minut, potem kolejne 5g na 25 minut, a na ostatnie 10 minut wsypałem jeszcze 7g Cascade. Dzięki temu wycelowałem w goryczkę na poziomie 40 IBU.

Ilość piwa niewielka, więc i chłodzenie nie stanowiło jakiegoś wielkiego problemu. 6,5 litra wywaru dosyć szybko udało mi się ostudzić do 20 stopni w zimnej wodzie w zlewie. Następnie pomiar BLG i małe zaskoczenie. Celowałem w ekstrakt początkowy 12 BLG, a ostatecznie uzyskałem... 14 BLG. Niewiele brakowało, a nie zmieściłbym się w widełkach stylu American Pale Ale, a tak wyszło w jego górnych granicach. Po napowietrzeniu brzeczki i przelaniu do fermentora zadałem drożdże US-05. Na taką ilość użyłem 4,5 g drożdży, uprzednio zrehydratyzowanych. Później na fermentorze wylądowała pokrywa z rurką fermentacyjną i od tego momentu rozpoczęła się prawdziwa próba cierpliwości ;)

Piwo fermentowało w warunkach pokojowych, a warunki atmosferyczne na zewnątrz pozwoliły na osiągnięcie temperatury fermentacji 20-21 stopni przez cały czas. Burzliwa fermentacja trwała 7 dni, a ósmego dnia zlałem je na cichą. Ta z kolei trwała 17 dni - trwałaby o kilka dni krócej, ale w międzyczasie trafił mi się kilkudniowy wyjazd urlopowy. Na cichą fermentację do piwa powędrowało jeszcze sporo (w stosunku do ilości wykorzystanej przy gotowaniu) chmielu na zimno - 18 g Cascade i 10 g Simcoe. Wiem, że zaleca się, aby chmiel na zimno dodawać na ostatnie kilka dni cichej fermentacji, jednak zdecydowałem się wrzucić przy zlewaniu na cichą i zasadniczo z efektu jestem zadowolony, choć być może następnym razem zdecyduję się wrzucić chmiel tylko na kilka dni.

Drożdże spisały się na medal i odfermentowały piwo dość głęboko, bo do 3 BLG. Swoje zrobiła niewielka ilość, z którą bez problemu sobie poradziły, a być może także zacieranie w 65 stopniach, dzięki czemu brzeczka była dosyć dobrze fermentowalna. Ostatecznie po uwzględnieniu wszystkich strat, po odlaniu chmielin i osadu drożdżowego, pozostało mi 6 litrów gotowego piwa. Zważywszy na pojemność mojego fermentora - o połowę mniej niż mógłbym uwarzyć, ale mam już kilka uwag do samego siebie, po których wydajność na pewno się poprawi. Na taką ilość piwa przed zabutelkowaniem dodałem jeszcze 30 g glukozy. Granaty były tym, czego najbardziej się obawiałem się przy okazji premierowego warzenia, więc z glukozą nie szarżowałem, wolałem za pierwszym razem zrobić piwo za mało nagazowane niż przegazowane albo - nie daj Boże - wybuchające.

Kolejny krok to degustacja i wiązało się to z kolejną próbą cierpliwości, bo dałem sobie trzy tygodnie na otworzenie pierwszej butelki, aby sprawdzić stan nagazowania. W tym celu kilka piw wlałem do butelek o pojemności 330 ml. Szkoda by było otworzyć jeszcze niegotowe półlitrowe piwo ;) Kiedy po trzech i pół tygodnia otworzyłem ostatnią z "testowych" butelek i uznałem, że piwo jest już odpowiednio nagazowane, cztery butelki odstawiłem dla siebie (tak, tylko cztery, ale sam sobie jestem winien tak małej ilości gotowego piwa), a pozostałe sprezentowałem kilku osobom, którym to wcześniej obiecałem.



Nie licząc dwóch małych butelek, które otworzyłem głównie w celu sprawdzenia stopnia wysycenia, sam jeszcze swojego gotowego piwa nie spróbowałem. Niemniej na podstawie właśnie tych butelek "testowych" mogę stwierdzić, że wyszło lepiej niż się spodziewałem. Kiedy wreszcie "oficjalnie" otworzę butelkę swojego pierwszego piwa, nie omieszkam się tym pochwalić w osobnym wpisie ;)

Brak komentarzy: