Nie ma w moim kalendarzu takiego święta jak Halloween, więc sceptycznie podchodzę do wszelakich dyń uśmiechających się do mnie lub próbujących mnie przestraszyć z każdej możliwej strony w tym czasie. Halloweenowy zawrót głowy nie omija również piwnego światka, czego wynikiem jest pojawienie się na rynku piw, w których właśnie dynia odgrywa główną rolę, a przynajmniej jej użycie robi za przynętę. Mnie w każdym razie należy zaliczyć do grona osób, które co prawda dobrowolnie, ale się na tę przynętę złapały, bo choć szaleństwo związane z przeszczepionym z Ameryki świętem mnie nie rusza, to na zakup zestawu piw dyniowych się skusiłem.
Wśród tych czterech piw, dwa to nowości - Zośka Straszybotka z Piwoteki oraz Piotrek z Bagien Pumpkin Ale z Jana Olbrachta. Z kolei Dyniamit z Pinty i Muerto z Kingpina to pozycje już dość dobrze zakorzenione w świadomości konsumentów, jednak z uwagi na szczyt sezonu dyniowego właśnie teraz otrzymujemy nowe warki tych specyfików. Wyróżnia się w tym gronie piwo z Piwoteki, gdyż Zośka Straszybotka to piwo w stylu Gose, a właściwie Pumpkin Gose. Pozostałe określone zostały mianem Pumpkin Ale.
Na początku sięgam właśnie po wyróżniającą się Zośkę Straszybotkę. Etykieta Zośki utrzymana jest w stylistyce, do której przyzwyczaiła łódzka Piwoteka. Mamy więc kontur tytułowej postaci związanej z którąś z miejskich legend, a w jego obrębie krótką historię tejże postaci. Bardzo fajne są te etykiety, choć ich mankamentem jest to, że na sklepowej półce z daleka niewiele różnią się od siebie. Ważne jednak, że mamy na etykiecie komplet informacji o parametrach (14% ekstraktu, 5,5% alkoholu, 7 IBU) oraz pełny skład, w którym największą moją ciekawość oprócz dyni wzbudzają dodatki: sól himalajska, goździki i ziele angielskie.

Zośka ma kolor jasnozłoty, a właściwie z powodu dość silnej opalizacji jest po prostu jasnopomarańczowa. Piana tworzy się skromna, ale jest nawet trwała, do końca nie znika z powierzchni piwa cienki kożuszek, a także pojawia się delikatna koronka na ściankach. W aromacie dominują przyprawy, wymienione w składzie piwa, z naciskiem na goździki. Chyba czuję też jakiś rodzaj kwaśności, bo przez tył głowy przebiega mi skojarzenie z dynią w occie (o której mowa jest też na etykiecie, więc być może to tylko autosugestia), który to specjał miałem kiedyś okazję kosztować. W smaku ta kwaskowatość jest oczywiście wyraźniejsza niż w aromacie, choć i tak słabsza niż się spodziewałem, ale wcale nie twierdzę, że to źle. Jakbym miał scharakteryzować ten rodzaj kwaśności, to chyba porównałbym ją do octu winnego. Oprócz tego oczywiście nadal swoją obecność zaznaczają przyprawy i wciąż najwięcej jest goździków. Goryczki właściwie brak, przez chwilę pojawia się tylko w posmaku, ale i tak przykrywa ją lekka słoność. Szkoda, że jest to tylko słonawe muśnięcie, nie miałbym nic przeciwko temu, aby tej soli było więcej. Piwo jest wyraźnie nagazowane, co bardzo dobrze mu służy. Jest orzeźwiające, rześkie, a słonawo-kwaskowaty posmak zdecydowanie zachęca do sięgania po kolejne łyki. Ciekawe, wyraziste piwo, zdominowane przez goździki i lekką kwaskowatość ze szczyptą soli na finiszu.
Jan Olbracht Rzemieślniczy z Piotrkowa Trybunalskiego swoje Pumpkin Ale włączył do dobrze znanej serii Piotrek z Bagien z charakterystycznymi etykietami, na których straszyć próbuje znany z pozostałych piw tej serii bagienny stwór, tym razem w dość mrocznej scenerii i w towarzystwie nietoperzy. Cechą charakterystyczną tego piwa jest użycie belgijskich drożdży, tak więc tutaj również możemy spodziewać się przyprawowych akcentów, ale pochodzących właśnie od tych drożdży, a nie tylko dzięki dodaniu przypraw do piwa. Z etykiety dowiadujemy się też, że dynia została dodana w postaci miąższu i pestek. Oprócz składu (jak zwykle w przypadku serii Piotrek z Bagien szczegółowego) mamy też informację o parametrach - piwo ma 4,7% alkoholu przy 12,5% ekstraktu i goryczkę na poziomie 26 IBU.
Dyniowy Piotrek barwę ma na granicy ciemnozłotej i jasnobursztynowej, ale gdy na piwo spojrzy się pod światło, staje się zdecydowanie bursztynowe, jest przy tym w dość wysokim stopniu przejrzyste. Piana jest jasnopomarańczowa, przy przelewaniu piwa z butelki tworzy się dość obfita, ale średnie oczka pękają i piana szybko się redukuje do cienkiego kożuszka na powierzchni. Od tego momentu jest dość charakterystycznie pod każdym względem. W aromacie mamy lekko pikantną przyprawowość, nuty owocowe pochodzące zarówno od drożdży (brzoskwinia) jak i od chmieli (agrest, białe winogrona, odrobina cytrysów), ale również wyraźnie zaakcentowana jest obecność dyni, która przybiera charakter trochę warzywny (nie jest to bynajmniej DMS!), a trochę jakby kwaskowaty. Bardzo zbliżone cechy występują też w smaku, głównie zaraz po wzięciu łyka, jednak szybko skontrowane zostają wyraźną goryczką, która choć nie jest nieprzyjemna, to jednak mam wrażenie, że zbyt długa, trochę zalegająca w ustach. Dyniowy Piotrek z Bagien należy do tej kategorii piw, które są wyraziste, oryginalne, wyróżniające się (nie ma możliwości, żebym pomylił go z czymkolwiek, co do tej pory piłem), za co należy się plus, ale z drugiej strony nie wybijającym się ponad solidność. Kompozycja składników jest ciekawa i w sumie dobrze dobrana - główne role grają belgijskie drożdże, następnie chmiele (moją uwagę najbardziej przyciąga Mosaic), ale i obecność dyni jest tutaj zauważalna, a przecież przede wszystkim właśnie jej tym razem w piwie poszukiwałem.
Browar Kingpin wrócił ze swoim Pumpkin Ale noszącym nazwę Muerto. Do przygotowania tego piwa wykorzystana została dynia odmiany Hokkaido, a ponadto mamy też inne nietypowe dodatki, do czego zresztą Kingpin zdążył przyzwyczaić. Tym razem otrzymujemy piwo z dodatkiem rokitnika oraz belgijskiego kandyzowanego cukru Candimic Dark. Na etykiecie z dobrze znaną z innych piw Kingpina świnią tym razem dominuje krwista czerwień. Mamy też szczegółowy skład oraz informację o parametrach Muerto - 16,5% ekstraktu i 7% alkoholu. Nie ma informacji o poziomie goryczki, trzeba sprawdzić osobiście.
Po przelaniu piwa do szkła widzimy, że jest w kolorze ciemnobursztynowym, właściwie to już barwa miedziana. Jest silnie opalizujące, zupełnie nieprzejrzyste. Jasnopomarańczowa piana jest mało obfita i szybko opada, pozostawiając po sobie tylko pierścień przy brzegach. Nietypowe dodatki mają to do siebie, że czasem ciężko je wyczuć, bo nikt nie wie, jak pachną lub smakują. Ja nigdy nie spotkałem się z rokitnikiem, ale i tak mam wrażenie, że go wyczuwam. Wyłapałem zapach kojarzący mi się z dziką różą, ale skoro jej w składzie nie ma, strzelam że to właśnie rokitnik. A może to drożdże dają taki efekt, bo generalnie piwo ma sporo nieco belgijskich cech, zarówno korzennych, przyprawowych, jak i kwiatowo-owocowych. Po skosztowaniu piwa w pierwszym momencie otrzymujemy delikatną owocową kwaskowatość, ale tuż po niej do głosu dochodzi lekko pikantna przyprawowa goryczka, pozostawiająca po sobie cierpki posmak. Zachęca to do sięgania po kolejne łyki, dzięki czemu piwo jest dobrze pijalne. Trochę wyczuwalny jest alkohol, najpierw przemyka w tle w aromacie, a na końcu lekko rozgrzewa w przełyk po wzięciu łyka. Piwo ma w sobie dużo z charakteru belgijskiego, bardziej wyraziste jest w smaku niż w aromacie, ale generalnie największą robotę robią tu drożdże. Brakuje jednak tego, czego przede wszystkim poszukiwałem, czyli dyni. Ona sama w sobie jest na tyle delikatna, że wyrazisty charakter innych cech Muerto skutecznie ją przysłonił.
Dyniamit, czyli Pumpkin Ale z Browaru Pinta, podobnie jak Muerto nie jest nowością, a wręcz zdobył już status niemal kultowego, przynajmniej w kategorii piw dyniowych. Nie zmienia to jednak faktu, że ja sięgam po nie po raz pierwszy. Po przestudiowaniu etykiety (jak zawsze w przypadku Pinty na wysokim poziomie) spodziewałbym się piwa podobnego do tego z Kingpina. Sugerują to przede wszystkim te same drożdże, które moim zdaniem nadawały charakteru Muerto, czyli Safbrew T-58. Tutaj mamy jeszcze goździki, imbir i cynamon, a od nich, w odróżnieniu od rokitnika, wiem czego oczekiwać.
Pumpkin Ale z Pinty jest dużo jaśniejszy od swojego kuzyna z Kingpina. Jest to barwa ciemnozłota z wyraźnym zmętnieniem i pianą białą, ale przybrudzoną jasnopomarańczowym nalotem. Piana zresztą nie należy do mocnych punktów Dyniamitu, jest zbudowana z pęcherzyków średniej wielkości, robi sporo szumu, szybko opada i znika niemal całkowicie. Aromat zdominowany jest przez goździki, zwróciłem też uwagę na lekką nutkę gumy balonowej (drożdże tak zagrały?), sporo karmelowej słodyczy - od pierwszego zaciągnięcia się zapachem wkręciło mi się skojarzenie z Hefeweizenem ze słodem karmelowym w zasypie. I już do końca się go nie pozbyłem. W smaku na całe szczęście pojawiają się lekko pikantne korzenne nuty przyprawowe, dzięki czemu piwo zyskuje na wyrazistości. Cały czas zachowuje słodki charakter, chociaż na finiszu pojawia się lekko zaznaczona korzenna goryczka, która bardzo szybko znika z podniebienia, a posmak pozostaje słodkawy. Kolejną cechą wspólną z piwem pszenicznym jest nagazowanie, może nie wysokie, ale takie kręcące się wokół średniego. W sumie piwo jest bardzo dobrze pijalne, bo z chęcią sięga się po każdego kolejnego łyka. Dyniamit mi zasmakował, ale dyni w nim nie wyczułem. Wszystko co najlepsze piwo zawdzięcza przede wszystkim przyprawom.
Dokonując tego zestawienia nie chciałem wybierać najlepszego z dyniowych piw, bo właściwie są one różne, każde z innym pomysłem na zastosowanie dyni. Bardziej zwracałem uwagę na to, w jakim stopniu ta dynia jest wyczuwalna i pod tym względem najlepsze wrażenie zrobiła na mnie Zośka Straszybotka. Być może swoje zadanie wykonał w tym przypadku opis na etykiecie, sugerujący porównanie do dyni w occie, niemniej właśnie takie skojarzenie towarzyszyło mi podczas degustacji. Dynię wyczułem również w Piotrku z Bagien, z kolei w Muerto i Dyniamicie niekoniecznie. Jakkolwiek piwa Kingpina i Pinty były ciekawe i wyraziste, to całe wrażenie robiły inne składniki, a dynia raczej robiła jedynie za magnes przyciągający chętnych do sprawdzenia jak smakuje piwo z jej dodatkiem. Pozytywne jest to, że obecność dyni jest bardziej zauważalna w piwach debiutujących na rynku, to znaczy, że piwowarzy wyciskają teraz więcej dyniowego potencjału niż wcześniej, a więc mamy postęp i nadzieję na przyszły rok. Ciekawe czy kolejne browary będą sięgały po ten dodatek. Reasumując: Dynia w piwie? Tak, ale raczej tylko jako ciekawostka. Natomiast jeśli Halloween miałoby mi się kojarzyć właśnie z dyniowym piwem, to mam nic przeciwko temu.
Wśród tych czterech piw, dwa to nowości - Zośka Straszybotka z Piwoteki oraz Piotrek z Bagien Pumpkin Ale z Jana Olbrachta. Z kolei Dyniamit z Pinty i Muerto z Kingpina to pozycje już dość dobrze zakorzenione w świadomości konsumentów, jednak z uwagi na szczyt sezonu dyniowego właśnie teraz otrzymujemy nowe warki tych specyfików. Wyróżnia się w tym gronie piwo z Piwoteki, gdyż Zośka Straszybotka to piwo w stylu Gose, a właściwie Pumpkin Gose. Pozostałe określone zostały mianem Pumpkin Ale.


Zośka ma kolor jasnozłoty, a właściwie z powodu dość silnej opalizacji jest po prostu jasnopomarańczowa. Piana tworzy się skromna, ale jest nawet trwała, do końca nie znika z powierzchni piwa cienki kożuszek, a także pojawia się delikatna koronka na ściankach. W aromacie dominują przyprawy, wymienione w składzie piwa, z naciskiem na goździki. Chyba czuję też jakiś rodzaj kwaśności, bo przez tył głowy przebiega mi skojarzenie z dynią w occie (o której mowa jest też na etykiecie, więc być może to tylko autosugestia), który to specjał miałem kiedyś okazję kosztować. W smaku ta kwaskowatość jest oczywiście wyraźniejsza niż w aromacie, choć i tak słabsza niż się spodziewałem, ale wcale nie twierdzę, że to źle. Jakbym miał scharakteryzować ten rodzaj kwaśności, to chyba porównałbym ją do octu winnego. Oprócz tego oczywiście nadal swoją obecność zaznaczają przyprawy i wciąż najwięcej jest goździków. Goryczki właściwie brak, przez chwilę pojawia się tylko w posmaku, ale i tak przykrywa ją lekka słoność. Szkoda, że jest to tylko słonawe muśnięcie, nie miałbym nic przeciwko temu, aby tej soli było więcej. Piwo jest wyraźnie nagazowane, co bardzo dobrze mu służy. Jest orzeźwiające, rześkie, a słonawo-kwaskowaty posmak zdecydowanie zachęca do sięgania po kolejne łyki. Ciekawe, wyraziste piwo, zdominowane przez goździki i lekką kwaskowatość ze szczyptą soli na finiszu.


Browar Kingpin wrócił ze swoim Pumpkin Ale noszącym nazwę Muerto. Do przygotowania tego piwa wykorzystana została dynia odmiany Hokkaido, a ponadto mamy też inne nietypowe dodatki, do czego zresztą Kingpin zdążył przyzwyczaić. Tym razem otrzymujemy piwo z dodatkiem rokitnika oraz belgijskiego kandyzowanego cukru Candimic Dark. Na etykiecie z dobrze znaną z innych piw Kingpina świnią tym razem dominuje krwista czerwień. Mamy też szczegółowy skład oraz informację o parametrach Muerto - 16,5% ekstraktu i 7% alkoholu. Nie ma informacji o poziomie goryczki, trzeba sprawdzić osobiście.



Dokonując tego zestawienia nie chciałem wybierać najlepszego z dyniowych piw, bo właściwie są one różne, każde z innym pomysłem na zastosowanie dyni. Bardziej zwracałem uwagę na to, w jakim stopniu ta dynia jest wyczuwalna i pod tym względem najlepsze wrażenie zrobiła na mnie Zośka Straszybotka. Być może swoje zadanie wykonał w tym przypadku opis na etykiecie, sugerujący porównanie do dyni w occie, niemniej właśnie takie skojarzenie towarzyszyło mi podczas degustacji. Dynię wyczułem również w Piotrku z Bagien, z kolei w Muerto i Dyniamicie niekoniecznie. Jakkolwiek piwa Kingpina i Pinty były ciekawe i wyraziste, to całe wrażenie robiły inne składniki, a dynia raczej robiła jedynie za magnes przyciągający chętnych do sprawdzenia jak smakuje piwo z jej dodatkiem. Pozytywne jest to, że obecność dyni jest bardziej zauważalna w piwach debiutujących na rynku, to znaczy, że piwowarzy wyciskają teraz więcej dyniowego potencjału niż wcześniej, a więc mamy postęp i nadzieję na przyszły rok. Ciekawe czy kolejne browary będą sięgały po ten dodatek. Reasumując: Dynia w piwie? Tak, ale raczej tylko jako ciekawostka. Natomiast jeśli Halloween miałoby mi się kojarzyć właśnie z dyniowym piwem, to mam nic przeciwko temu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz