7 maja 2016

Co piłem w tym tygodniu? (02.05.-08.05.2016)

Ten tydzień to dla mnie kontynuacja dość wysokiego tempa, jakie narzuciłem sobie już w poprzednim (zmiana pracy, wyjazdy majówkowe), więc ponownie na piwie nie skupiałem się w pierwszej kolejności. W wolnej chwili wpadłem jednak do sklepu specjalistycznego i zrobiłem małe zapasy na kilka dni...
Zwykle po zakupach pojawia się dylemat, od którego piwa zacząć, i również tym razem szukałem klucza, którym mógłbym się pokierować. Tak więc - na początek niech będą lagery.

Browar Nepomucen przygotował piwo dolnej fermentacji z udziałem słodu wędzonego bukiem - Dyminy zapowiadały się ciekawie. Już po zdjęciu kapsla w nos uderzyła intensywna (i jak się później okazało, również trwała) bukowa wędzonka. Szynka, wędzona kiełbasa, dym z ogniska i te sprawy... W szkle piwo zaprezentowało się bardzo ładnie, barwa to taki ciemny bursztyn uciekający momentami w czerwień, a momentami w miedź, piwo jest klarowne. Piana jest biała przybrudzona jasnopomarańczową naleciałością, zbudowana z małych i drobnych oczek, dosyć trwała i pozostawiająca sporo ładnych zdobień na ściankach. W smaku wędzoność wciąż jest obecna, ale już tak całkowicie nie dominuje. Tutaj towarzyszy jej przede wszystkim wyraźna, dość wysoka goryczka o profilu głównie ziołowym z pewnymi charakterystycznymi dla niemieckiego chmielu lekko metalicznymi motywami. Goryczka jeszcze bardziej akcentuje wytrawny charakter piwa, które dzięki temu znakomicie sprawdza się w celu zaspokojenia pragnienia. Wysycenie jest na poziomie trochę powyżej średniego, do lagera pasuje bardzo dobrze. Jeszcze przed wzięciem pierwszego łyka spodziewałem się, że Dyminy mogą mieć w sobie coś z Rauchbocka, ale smaku jednak nie ma zbyt dużej pełni słodowej (co nie oznacza, że piwo jest wodniste), a dominuje przede wszystkim chmielowa goryczka. Bardzo fajne piwo - jako napój mający zwalczać pragnienie powinno sprawdzać się wyśmienicie.


Skoro lecimy z lagerami to następna w kolejności jest kooperacja Browaru Pinta z estońskim Tankerem, której owocem jest Real Rye Lager noszący nazwę All Ryed! Spory udział w tym piwie ma żyto, bo oprócz słodów żytnich wykorzystano także 200 bochenków czerstwego chleba żytniego. Wpływ żyta jest widoczny od samego początku, bo piwo jest mocno zmętnione, choć to zmętnienie przybiera postać całkiem ładnej opalizacji, przez co jasnozłota barwa staje się wręcz pomarańczowa. W aromacie najpierw atakują nuty cytrusowe, coś jakby skórka pomarańczowa, ale kiedy nos przyzwyczai się do tego zapachu, wyraźniejsza staje się podbudowa słodowa - zbożowa, chlebowa, żytnia. W smaku od razu uwagę zwraca wyraźna, dość wysoka, ale zarazem nieprzesadzona, niezalegająca goryczka o profilu grejpfrutowym. All Ryed! ma bardzo przyjemną, wygładzoną, oleistą fakturę, wpływu żyta nie sposób nie docenić, po wzięciu łyka w ustach pozostaje uczucie oblepiania podniebienia. Wysycenie jest średnie, może trochę powyżej średniego, jest w każdym razie zauważalne, ale drobne i wzmagające pijalność. Dzięki goryczkowemu finiszowi piwo ma orzeźwiający charakter, jest dobrze pijalne. Pinta weszła w rok 2016 z przytupem i kontynuuje dobrą passę - piwo zdecydowanie godne polecenia.

Czas przejść do piw górnej fermentacji, bo tych mamy w krafcie większość. Sięgam więc po Petronelkę (czyli w gwarze poznańskiej biedronkę) z Browaru Szałpiw, do którego ostatnio przylgnęła specjalizacja w piwach kwaśnych (jeden z ich kwasów wygrał ostatnio nagrodę dla najlepszego piwa Beer Geek Madness 4). Petronelka akurat kwasem nie jest, tylko Saisonem. Saisonem z jałowcem, jak głosi przód etykiety. Saisonem z jałowcem, anyżem, imbirem, kardamonem i kolendrą, czego dowiadujemy się ze składu podanego z tyłu etykiety. Rzeczywiście wykorzystanie sporej ilości przypraw jest tutaj nie do przeoczenia, bo dominują zarówno w zapachu, jak i w smaku. Aromat - oprócz tego, że zdominowany przez wyżej wymienione dodatki - jest również zdecydowanie słodki, ma w sobie też pewną nieco mentolową nutę i jako całość kojarzy mi się z jakimiś ziołowymi leczniczymi cukierkami. Bez wątpienia intrygujący zapach zachęca do spróbowania piwa. Smak to również przyprawy (dominują trzy: kolejno jałowiec, imbir i anyż), ale i wyraźnie zaznaczona, choć umiarkowana goryczka, głównie ziołowa, z delikatnymi motywami cytrusowymi. Lekki cytrusek zresztą jest cały czas obecny w smaku. Wysycenie jest tu co najmniej średnie, przy czym jest drobniutkie i mocno musujące. Piwo jest treściwe i dość konkretne, pożywne. Jeśli Saison to styl piwa, które dawniej podawano chłopom pracującym w polu, aby ich orzeźwić i zarazem dodać im krzepy, to Petronelka znakomicie ten styl reprezentuje. Ja się za Saisonami nie przepadam, ale w tej interpretacji piwo jest co najmniej intrygujące i nietuzinkowe. Warto spróbować.

Próbowałem w tym tygodniu wędzonego lagera, próbowałem i wędzonego IPA. Bimbrownik to wywar, który na czwartą edycję Beer Geek Madness przygotował Browar Profesja. Islay Rye IPA - tak określona została nazwa stylu, a w skrócie jest to IPA z wykorzystaniem słodu żytniego oraz wędzonego torfem. Cieszy mnie fakt rozlania tego piwa do butelek o pojemności 330 ml, jak i dość przystępna cena (zapłaciłem 6,40 zł), zwłaszcza w obliczu czasem dość wysoko szybujących cen niektórych piw. A samo piwo? Aromat zdominowany przez mocną i trwałą wędzonkę, przede wszystkim torfową, choć nie uciekającą w ekstremalne tony, a momentami nawet przypominającą klasyczną wędzoność bukową. W smaku ta wędzonka nadal jest obecna, ale tutaj towarzyszy jej wyraźna, choć niezbyt wysoka korzenno-ziołowa goryczka. Wpływ żyta jest wyczuwalny właściwie dopiero na samym finiszu, kiedy przez podniebienie przemyka obklejające je kisielowata mgiełka. Nagazowanie jest tu na poziomie pomiędzy niskim a średnim, jest drobne, ale wyraźnie musujące, dające o sobie znać. Bimbrownik to wyraziste piwo, choć chyba zbyt jednowymiarowe, tzn. zdominowane przez wędzonkę i niewiele poza nią. Ja akurat jestem zwolennikiem wędzonki, więc piwo wypiłem z przyjemnością, ale nie każdemu przypadnie ono do gustu.

Nie planowałem tego, ale ostatecznie okazało się, że ten tydzień stanął pod znakiem wędzonki. Kolejnym - i ostatnim - piwem, po które w tym tygodniu sięgnąłem okazał się bowiem Biohazard, czyli Whisky Porter uwarzony przez Browar Hopkins. W nowościach wypuszczonych na rynek przez gdyńskiego kontraktowca już się pogubiłem, bo praktycznie co tydzień sięgam po któreś z jego nowych piw, a końca nie widać :) Biohazard rozkłada jednak na łopatki wszystkie z ostatnich piw Hopkinsa, które próbowałem, włącznie z bardzo dobrą Mową Cieni. Już aromat zapowiada coś bardzo dobrego - mamy tu wyraźną torfową wędzonkę, która miesza się z czekoladą, odrobiną kawy i ziołowymi nutami pochodzącymi od chmielu. Smak daje to, co wcześniej obiecał aromat. Torfowa wędzonka, która ucieka w te charakterystyczne, trochę ekstremalne klimaty, czyli rozgrzany asfalt, spalone kable. Naprawdę mocna paloność, która jest trochę kawowa, ale jest na tyle intensywna, że zmienia się nawet w wyraźną kwaśność. Trochę gorzkiej czekolady. Wyraźnie zaznaczona, dosyć wysoka, ale niezalegająca w ustach ziołowa goryczka. Jest naprawdę dobrze, jest wyraziście i bezkompromisowo. Jak to bywa w przypadku piw wędzonych - zapewne nie jest to trunek dla każdego. Z drugiej strony jestem przekonany o tym, że zwolennicy tego rodzaju piw nie tylko się nie zawiodą, co po prostu będą zachwyceni. Ja jestem.

Nie jest jednoznaczny wybór piwa, które w minionym tygodniu uznałbym za najlepsze. Waham się pomiędzy dwoma. Biohazard z Hopkinsa albo All Ryed! z Pinty i Tankera. Subiektywnie - Biohazard, bo tego rodzaju wędzonka to coś, co bardzo lubię i fani tych klimatów będą usatysfakcjonowani. Obiektywnie - All Ryed! to piwo grzeczniejsze, które powinno smakować każdemu, mniej wykręcone, ale wciąż wyraziste. Polecam spróbować obu!

Brak komentarzy: