29 grudnia 2015

Browar Stu Mostów - WRCLW Rye RIS [recenzja]

Miałem niedawno okazję wybrać się wraz ze swoją dziewczyną na jeden dzień do Wrocławia, aby z bliska zobaczyć tamtejszy Jarmark Bożonarodzeniowy, który ponoć jest jednym z największych tego typu wydarzeń w Europie. Jarmark, jak i samo "miasto stu mostów", przypadły nam do gustu i na pewno tam wrócimy. Choć Wrocław dość wyraźnie zaznacza się na piwnej mapie Polski, piwa podczas naszej wycieczki nie spróbowaliśmy, poprzestając jedynie na grzanym winie.


Tak się jednak złożyło, że w dzień poprzedzający naszą wizytę we Wrocławiu swoje pierwsze urodziny obchodził tamtejszy Browar Stu Mostów. Mające tego dnia (czyli 11 grudnia) premierę urodzinowe piwo, które z tej okazji przygotowano w browarze, zakupiłem jednak dopiero po powrocie do Poznania. Rye RIS - żytni imperialny stout - to styl bardzo dobrze wpasowujący się w popularną w ostatnim czasie (co oczywiście zrozumiałe z uwagi na zimową porę) tendencję do wypuszczania na rynek typowo degustacyjnych piw o ekstrakcie kręcącym się wokół dwudziestu procent. 

Piwo na swoją kolej poczekało kilka tygodni aż do świąt Bożego Narodzenia, choć akurat pod choinką znalazło się tylko na potrzeby zdjęcia :) Oprawa wizualna urodzinowego RISa jest dobrze znana z pozostałych piw Browaru Stu Mostów. Ich etykiety są oczywiście minimalistyczne, ale w całej tej prostocie jest metoda, bo o ile gdy pierwszy raz miałem z nimi do czynienia, nie byłem do nich przekonany (główny zarzut był i jest taki, że poszczególne piwa prawie nie odróżniają się na sklepowej półce), o tyle teraz doceniam to, że mają swój rozpoznawalny styl, są proste i estetyczne, a także zawierają przejrzystą metryczkę i garść przydatnych informacji o piwie. Z etykiety dowiadujemy się, że piwo ma 23% ekstraktu, zawiera 10,2% alkoholu i goryczkę na poziomie 62 IBU. Podany został również skład, choć niezupełnie szczegółowy, bo brak między innymi informacji o użytych chmielach czy drożdżach. Tutaj z delikatną pomocą przychodzi strona internetowa browaru, gdzie można dowiedzieć, że wykorzystano "tradycyjne niemieckie chmiele", a fermentacja przeprowadzona była dwukrotnie, aby drożdże (oczywiście górnej fermentacji) były jak najlepszej kondycji. Najbardziej ciekaw byłem, jak sprawdzi się słód żytni, który powinien nadać piwu lepkości i oleistości. 23% ekstraktu to niemało, ale jak na RISa również nieszczególnie dużo, więc spodziewałem się, że zabieg z zastosowaniem żyta dobrze wpłynął na zwiększenie odczucia gęstości piwa.

Wizualnie piwo prezentuje się ładnie. Jest niemal czarne, zupełnie nieprzejrzyste, warstwa beżowej piany jest średnio obfita, zbudowana z drobnych pęcherzyków, zbita i puszysta. Po chwili piana opada, ale nie znika, pozostawiając warstewkę na powierzchni i ładnie oblepiając ścianki szkła. Aromat jest przyjemny, ale bardzo mało intensywny, wręcz znikomy. O ile jeszcze tuż po odkapslowaniu butelki uderzyło w nos trochę czekolady, to po chwili, już po przelaniu piwa do szkła, trzeba było się mocno zaciągnąć, żeby coś wyczuć. W smaku jest lepiej, bo trochę bardziej intensywnie. Dominuje gorzka czekolada, pojawia się wyraźna nuta palona, szybko zwraca na siebie uwagę konkretna goryczka, na którą składają się cechy ziołowe (jakby się na nich za bardzo skupić, to zaczyna trochę przeszkadzać lekka piołunowość) oraz palone. Na samym początku zwróciłem uwagę na nutę alkoholową, wyraźną, choć nie przeszkadzającą w jakiś szczególny sposób. Sęk w tym, że z kolejnymi łykami ten alkohol był coraz mniej wyczuwalny, tak że na końcu stwierdziłem, że jednak jest on dobrze ukryty biorąc pod uwagę, że to przecież było ponad 10%. Niskie nagazowanie sprawiło, że piwo ma przyjemną, gładką fakturę, lekko podbijaną przez oleistość pochodzącą od słodu żytniego.

Mówiąc krótko - piwo jest dobre, ale nie oszołomiło mnie. Fajnie, że pojawiło się w ostatnim czasie kilka RISów, i zdecydowanie nie mam zamiaru na siłę szukać dziur w całym, przyznając zarazem, że sporo jest do poprawienia. W tym piwie zabrakło mi przede wszystkim wyrazistego aromatu, a i bogatszy smak by się przydał. Tak czy inaczej ciekawie się porobiło, że wpadając do swojego ulubionego sklepu specjalistycznego z piwem można wręcz przebierać w RISach. A jakość? Nie mam wątpliwości, że z czasem będzie coraz lepsza.

23 grudnia 2015

Browar Gloger - Karty Na Stół [recenzja]

Studiując listę premier z danego miesiąca można zaobserwować jak najbardziej prawidłowe trendy sezonowości poszczególnych stylów piwa, choć jeszcze do niedawna narzekano na brak dopasowania aktualnej oferty browarów do pory roku. To zrozumiałe, że podczas letnich upałów chcielibyśmy pić piwa sesyjne, lekkie i orzeźwiające, a w długie zimowe wieczory wybierzemy raczej piwa o charakterze degustacyjnym, o wysokim ekstrakcie, odpowiednio rozgrzewające. Ostatnio z każdej strony atakują nas zapowiedzi poszczególnych browarów, które właśnie w tym czasie wypuszczają na rynek tego rodzaju piwa. Często przewijającymi się w tych zapowiedziach stylami są RIS (Russian Imperial Stout) oraz Porter Bałtycki. Głośna w ostatnim czasie kwestia "oszukanych" RISów o ekstrakcie poniżej 20 BLG to temat na dłuższe opowiadanie, więc nie będę teraz ciągnął tego wątku, tym bardziej, że nie po RISa dzisiaj sięgam, a właśnie po Porter Bałtycki.


źródło: facebook.com/gloger.bialystok

Browar Gloger to browar restauracyjny z Białegostoku, jeden z licznych, które otworzyły się w ciągu mijającego roku. Już na samym początku działalności Gloger wszedł na rynek z dziesięcioma pozycjami w stałej ofercie (zdjęcie powyżej). Żadnego z tych piw nie miałem okazji próbować, ale opinie, na które trafiałem, były raczej sceptyczne. Niemniej już od początku krążyła plotka, iż Glogerowi należy dać trochę czasu, bo browar lada chwili zatrudni uznanego piwowara, który podniesie poziom piw w ofercie. Plotka szybko się potwierdziła, a piwowarem tym okazał się Wojciech Piasecki. W notce na stronie internetowej browaru czytamy o nim:

Pan Wojtek to zwycięzca prestiżowego konkursu piw rzemieślniczych Birofilia w kategorii Piwo Pszeniczne (rok 2013) i w kategorii Piwo Pils (2014). W 2013 roku Bractwo Piwne uznało jego piwo pszeniczne najlepszym piwem z browaru restauracyjnego. Wojciech Piasecki wygrał też dwukrotnie Pomorski Konkurs Piw Domowych warząc znakomitego Portera Bałtyckiego i Koźlaka.

Nie bez powodu przywołuję ten fragment, bo przechodząc do sedna - właśnie Porter Bałtycki z Browaru Gloger jest piwem, po którym dzisiaj sięgam. Czas wyłożyć Karty Na Stół!



Piwo należy do limitowej serii "Sympatie Glogera", która stanowi nawiązanie do postaci, które przewinęły się przez życie patrona browaru, Zygmunta Glogera. Bohaterem tego piwa, ale także pozostałych trzech należących do tej serii (Bilet Do Frisco, Belgijski Zaciąg, Głos Wodza), jest Józef Piłsudski. Jak widać, niezłe znajomości miał Gloger ;)

Wszystkie etykiety tej serii są ładne, odróżniają się od etykiet piw ze stałej oferty, są estetyczne i zawierają komplet interesujących nas informacji, od parametrów (22% ekstraktu, 9% alkoholu, goryczka na poziomie 45 IBU), poprzez pełny skład, a kończąc na sugerowanej temperaturze serwowania (12-14 stopni).

Piwo w szkle wygląda na niemal zupełnie czarne, chociaż pod światło bardzo wyraźne są wiśniowe przebłyski. Beżowa piana tworzy obfitą czapę, choć dość szybko zaczyna opadać, gdy początkowo drobne oczka rosną i pękają. Na szczęście na ściankach pozostają po niej ładne zdobienia. Aromatowi za to trochę brak mocy. Jest co prawda czekolada, trochę paloności oraz delikatna nutka śliwki w tle, ale jest za mało intensywnie, za mało wyraziście. Od dobrego Porteru Bałtyckiego oczekiwałbym, żeby takie zapachy aż buchały ze szkła. W smaku jest pod tym względem nieznacznie lepiej. Bardziej intensywna jest nuta palona, a dołącza do niej wyraźnie zaznaczona, średniowysoka ziołowo-palona goryczka, która nie zalega w ustach, szybko znika, wzmagając trochę ochotę na wzięcie kolejnego łyka. Wysycenie jest raczej niskie, może odrobinę powyżej niskiego, zapewne mocno wygazowuje się podczas nalewania, kiedy to na powierzchni powstaje obfita warstwa piany, ale to bardzo dobrze, bo niskie nagazowanie dodaje piwu więcej gładkości. Odczuwalny jest efekt rozgrzewania alkoholowego, które delikatnie piecze w przełyk, ale zważywszy na to, że piwo zawiera 9% alkoholu to jest on bardzo dobrze ukryty w smaku, a tym bardziej w aromacie, który sam w sobie jest mało intensywny.

Podsumowując - jest to całkiem niezłe piwo, biorąc pod uwagę fakt, że jakoś szczególnie dużo sobie po nim nie obiecywałem. Co najwyżej przeciętne recenzje wcześniejszych piw spowodowały, że wolałem nie robić sobie zbyt dużych nadziei i ewentualnie zostać później zaskoczonym pozytywnie niż rozdmuchać oczekiwania i srogo się rozczarować. Tak więc - pod tym względem jest to niezłe piwo, które choć nie zachwyciło mnie to zdobyło u mnie pewien kredyt zaufania dla Browaru Gloger i pewnie sięgnę jeszcze po któreś z ich piw. Z drugiej strony do czołówki Porterów Bałtyckich brakuje sporo. Od piwa w tym stylu oczekuję koncertu intensywnych aromatów i bogatego, głębokiego smaku, tymczasem tego wszystkiego jest tu za mało. Jest co prawda bez wad, ale zaledwie poprawnie, bez próby przeskoczenia tej poprzeczki zawieszonej na poziomie oznaczającym "poprawność".

10 grudnia 2015

Browar Podgórz - 652 m n.p.m. [recenzja]

Z Browarem Podgórz nie miałem jak na razie żadnych doświadczeń. Piwa browaru, którym dowodzi Łukasz Jajecznica, nie były do tej pory butelkowane, a po wersję beczkową któregokolwiek z nich nie miałem okazji sięgnąć. Trochę szkoda, bo kilka pozycji z Podgórza radzi sobie całkiem dobrze zarówno w pubach i multitapach, jak i na Ratebeerze. Takie piwa jak Space Sheep, Siostra Bożenka czy Sheldonada mają już wyrobione marki, a ich nazwy są dobrze znany nawet tym, którzy nie mieli okazji ich skosztować.



Najnowsze piwo z Podgórza miało bardzo dobry start już przed premierą. Tomasz Kopyra, który w tym czasie odwiedzał browar, w swojej relacji i rozmowie z piwowarem stwierdził, że 652 m n.p.m. to prawdopodobnie najlepszy Porter Bałtycki w Polsce. Bardzo dobrą wiadomością były więc dla mnie informacje, że pojawi się on w wersji butelkowej, oraz że premierowo (a może nawet przedpremierowo) będzie sprzedawany podczas tegorocznej edycji Poznańskich Targów Piwnych. Z miejsca piwo to stało się jedną z pozycji dla mnie obowiązkowych na tej imprezie.

Los chyba chciał spłatać mi figla, albo po prostu zapisano mi w gwiazdach, że piw z tego browaru nie będę pił... Wyczekiwaną nowość z Podgórza na Targach oczywiście zakupiłem nie wahając się mimo ceny 18 zł za butelkę, jednak ową butelkę... zgubiłem. Postanowiłem jednak spróbować oszukać przeznaczenie i kolejną butelkę w tej samej cenie zakupiłem już po Targach w sklepie specjalistycznym. Nie mogłem się doczekać, żeby sprawdzić czy było warto.

Etykieta? Niewątpliwie typowa dla stylistyki Browaru Podgórz. Minimalistyczna, wręcz ascetyczna, trochę tandetna. Co z tego, skoro te etykiety mają swój niepowtarzalny kraftowy styl? Co z tego, skoro najważniejsza powinna być zawartość, a nie opakowanie? Jest to zresztą chyba jedną z podstawowych zasad Łukasza Jajecznicy, który ponoć bywał bliski dyskwalifikacji podczas konkursów piw domowych, ponieważ wysyłał na nie piwa w butelkach po piwach koncernowych z nieodklejonymi etykietami. Informacje zawarte na etykiecie też są lakoniczne. Dowiadujemy się, że piwo ma 20 stopni BLG ekstraktu oraz 8% alkoholu, szczegółowy skład pozostaje jednak tajemnicą piwowara.

Nadeszła wreszcie ta długo wyczekiwana chwila, kiedy otworzyłem butelkę swojego pierwszego piwa z Podgórza. Trunek o barwie ciemnobrunatnej w szkle wygląda na czarny i jest całkowicie nieprzejrzysty. Piana w kolorze nasyconego beżu czy też porządnej kawy z mlekiem początkowo tworzy się dość obfita, ale szybko zaczyna się redukować. Nie od razu, ale po chwili z całkiem ładnej czapy piany zbudowanej w większości z drobnych pęcherzyków poprzeplatanych gdzieniegdzie nieco większymi oczkami pozostaje tylko cienki pierścień przy brzegach.

Tylko w pierwszym momencie po odkapslowaniu butelki do mojego nosa dotarła delikatna nutka orzechowa, ale szybko się ulotniła. Natychmiast tuż po chwili zdecydowanie dominować w aromacie zaczęła czekolada, dużo czekolady. Oprócz niej pojawiła się nuta śliwki, a może wiśni, w każdym razie skojarzenie z którymś z tych owoców w deserowej czekoladzie jest bardzo sugestywne. Pojawia się też delikatna nuta alkoholowa, ale nie jest nieprzyjemnie spirytusowa, tylko szlachetna, likierowa, bardzo przyjemna. W smaku nadal dominuje gorzka czekolada, wyraźniej (ale wciąż niedokuczliwie) wyczuwalny jest lekko piekący w podniebienie alkohol, przez co tutaj pojawia się skojarzenie z pralinami z likierowym nadzieniem lub z truflami. Brak tu jakichkolwiek nut palonych, czarny charakter piwa pochodzi wyłącznie od skojarzeń z czekoladą. Wysycenie jest niskie, przez co piwo jest gładkie i aksamitne, gęste i treściwe, o fakturze pozwalającej skupić się na poszczególnych cechach piwa.

652 m n.p.m. to bardzo dobry Porter Bałtycki. Śmiało można stwierdzić, że to krajowa czołówka w tym stylu. Czy najlepszy w Polsce? Trudno powiedzieć, że tak, ale też trudno powiedzieć, że nie. Wydaje mi się, że niedawno jeszcze lepsze wrażenie zrobił na mnie Komes, jednak w jego przypadku znane są problemy z nierównym poziomem poszczególnych warek. W przypadku Porteru z Podgórza mamy jednak do czynienia z pierwszą i jak na razie jedyną warką (powtórka za rok!), więc z całą pewnością można powiedzieć, że słabsza forma jeszcze mu się nie przytrafiła. Jestem też jakoś dziwnie spokojny, że w przyszłości również się nie przytrafi, więc choćby dlatego warto po to piwo sięgać w ciemno. Ja polecam!