Miałem niedawno okazję wybrać się wraz ze swoją dziewczyną na jeden dzień do Wrocławia, aby z bliska zobaczyć tamtejszy Jarmark Bożonarodzeniowy, który ponoć jest jednym z największych tego typu wydarzeń w Europie. Jarmark, jak i samo "miasto stu mostów", przypadły nam do gustu i na pewno tam wrócimy. Choć Wrocław dość wyraźnie zaznacza się na piwnej mapie Polski, piwa podczas naszej wycieczki nie spróbowaliśmy, poprzestając jedynie na grzanym winie.
Tak się jednak złożyło, że w dzień poprzedzający naszą wizytę we Wrocławiu swoje pierwsze urodziny obchodził tamtejszy Browar Stu Mostów. Mające tego dnia (czyli 11 grudnia) premierę urodzinowe piwo, które z tej okazji przygotowano w browarze, zakupiłem jednak dopiero po powrocie do Poznania. Rye RIS - żytni imperialny stout - to styl bardzo dobrze wpasowujący się w popularną w ostatnim czasie (co oczywiście zrozumiałe z uwagi na zimową porę) tendencję do wypuszczania na rynek typowo degustacyjnych piw o ekstrakcie kręcącym się wokół dwudziestu procent.

Wizualnie piwo prezentuje się ładnie. Jest niemal czarne, zupełnie nieprzejrzyste, warstwa beżowej piany jest średnio obfita, zbudowana z drobnych pęcherzyków, zbita i puszysta. Po chwili piana opada, ale nie znika, pozostawiając warstewkę na powierzchni i ładnie oblepiając ścianki szkła. Aromat jest przyjemny, ale bardzo mało intensywny, wręcz znikomy. O ile jeszcze tuż po odkapslowaniu butelki uderzyło w nos trochę czekolady, to po chwili, już po przelaniu piwa do szkła, trzeba było się mocno zaciągnąć, żeby coś wyczuć. W smaku jest lepiej, bo trochę bardziej intensywnie. Dominuje gorzka czekolada, pojawia się wyraźna nuta palona, szybko zwraca na siebie uwagę konkretna goryczka, na którą składają się cechy ziołowe (jakby się na nich za bardzo skupić, to zaczyna trochę przeszkadzać lekka piołunowość) oraz palone. Na samym początku zwróciłem uwagę na nutę alkoholową, wyraźną, choć nie przeszkadzającą w jakiś szczególny sposób. Sęk w tym, że z kolejnymi łykami ten alkohol był coraz mniej wyczuwalny, tak że na końcu stwierdziłem, że jednak jest on dobrze ukryty biorąc pod uwagę, że to przecież było ponad 10%. Niskie nagazowanie sprawiło, że piwo ma przyjemną, gładką fakturę, lekko podbijaną przez oleistość pochodzącą od słodu żytniego.
Mówiąc krótko - piwo jest dobre, ale nie oszołomiło mnie. Fajnie, że pojawiło się w ostatnim czasie kilka RISów, i zdecydowanie nie mam zamiaru na siłę szukać dziur w całym, przyznając zarazem, że sporo jest do poprawienia. W tym piwie zabrakło mi przede wszystkim wyrazistego aromatu, a i bogatszy smak by się przydał. Tak czy inaczej ciekawie się porobiło, że wpadając do swojego ulubionego sklepu specjalistycznego z piwem można wręcz przebierać w RISach. A jakość? Nie mam wątpliwości, że z czasem będzie coraz lepsza.