27 marca 2016

Urlop w Kołobrzegu - przerwa od nowości, ale nie od piwa

Zrobiłem sobie ostatnio krótką przerwę w sprawdzaniu piwnych nowości, co było związane z urlopem w Kołobrzegu. Zabrałem jednak nad morze zestaw kilku piw dobrze już znanych i sprawdzonych, będąc przy okazji ciekawym opinii mojej dziewczyny, która za piwem generalnie nie przepada.


Muszę przyznać, że werdyktem mojej Magdy byłem mocno zaskoczony, gdyż z powyższej piątki piw najbardziej smakowało jej to, któremu po cichu dawałem najmniejsze szanse (bynajmniej nie dlatego, że ja je nisko oceniam, po prostu spodziewałem się, że dla osoby początkującej może być dość ciężko przyswajalne), a mianowicie Red Roeselare Ale z Browaru Zamkowego w Cieszynie, czyli ubiegłoroczny Grand Champion. Za kwaśny? Otóż zdaniem mojej dziewczyny "w ogóle nie kwaśny" ;)

A które piwo okazało się nie dla niej? Zdecydowanie Kociamber z Browaru Szałpiw. Powód? "Gorzkieee!" ;) Osobna kwestia jest taka, że mam wrażenie, iż goryczka w Kociambrze z najnowszej warki jest rzeczywiście na wyższym poziomie niż zapamiętałem to z wcześniejszej warki.

Przy okazji pobytu w Kołobrzegu skosztowaliśmy również dwóch "specjałów" tutejszej Kołobrzeskiej Fabryki Piwa markowanych nazwą Colberg. Pewną niejasnością pozostaje fakt, kto i gdzie (w sensie w jakim browarze - strona internetowa informuje, że piwo nie powstaje ma miejscu, tylko w zaprzyjaźnionym browarze, aczkolwiek całość produkcji po stworzeniu infrastruktury ma zostać przeniesiona do Kołobrzegu) warzy to piwo, ale ten wątek mógłby być tematem innego wpisu. Po jednej butelczynie przywiozłem sobie również do domu. Po pierwsze - po to, żeby zdegustować je sobie na spokojnie, bo w Kołobrzegu piwka były tylko tłem i nie było możliwości, żeby się na nich bardziej skupić. Po drugie - po to, aby w ogóle mieć jakieś piwo do wypicia jeszcze przed Świętami, gdyż dopiero po Wielkanocy zaplanowałem sobie wyjście na jakieś konkretne kraftowe zakupy. A po trzecie - trochę też po to, żeby na dłużej zachować w pamięci wspomnienie kołobrzeskiego urlopu.

Jaśniejsze z dwóch piw przywiezionych z Kołobrzegu to Colberg Jasne Niefiltrowane. Trudno znaleźć jakąkolwiek informację o tym, jaki styl reprezentuje to piwo. Spodziewałbym się jasnego lagera, gdyby nie to, że na stronie internetowej Colberga znajdujemy taką oto adnotację: "jego niepowtarzalny smak lekkiej goryczki powstał powstał w procesie górnej fermentacji"... W składzie oczywiście użyty szczep drożdży nie został wyróżniony, mało tego - skład piwa to: "woda, słód jęczmienny, chmiel". I tyle. Ale przechodząc do samego piwa - jakikolwiek by to nie był styl, ekstrakt to 14,1%, a zawartość alkoholu 6%. Piwo jest jasnozłote, rzeczywiście lekko zmętnione, choć przejrzyste. Powierzchnię pokrywa całkiem ładna, biała, zbudowana w większości z drobnych pęcherzyków i trwała piana. Aromat jest przede wszystkim słodowy i lekko drożdżowy w typie ciasta drożdżowego. Wraz z ogrzewaniem się piwa uwalnia się intensywny i nieprzyjemny warzywny DMS. W smaku również dominuje strona słodowa z delikatnym wtrętem karmelowym i mam wrażenie, że jakby słabiutki banan... Kiedy wyczytałem na stronie internetowej informację, że piwo powstało w procesie górnej fermentacji, pomyślałem, że może jest piwo pszeniczne, ale skład na etykiecie (wymieniony wyłącznie słód jęczmienny) jakby temu przeczył. Piwo ma solidną pełnię słodową, do tego jest mocno nagazowane, choć i tak jest raczej płaskie i po prostu nudne w smaku. Po kilku łykach zaczyna sprawiać wrażenie mdłego, nie pije się go przyjemnie. Słodowość dominuje, ale na samym finiszu jakby próbowała ją kontrować lekka goryczka, zapewne od polskiego chmielu, ale może to być też jakiś tradycyjny niemiecki. Ogólna ocena? Raczej mocno przeciętne piwo, może w Kołobrzegu do smażonej ryby i frytek sprawdza się dobrze, ale nie widzę żadnego powodu, dla którego chciałbym pić to piwo na co dzień.

Drugim piwem jest Colberg Black. Tutaj już nie ma wątpliwości, że mamy do czynienia z lagerem, bo informację o dolnej fermentacji znajdujemy na stronie internetowej. Tak czy inaczej piwo czarne zdecydowanie nie jest, jest po prostu ciemne, a barwę można określić ciemnomiedzianą, pod światło jest wręcz czerwona. Na powierzchni pojawia się średnio obfita warstwa jasnobeżowej piany, złożonej ze średnich oczek i dość mydlanym charakterze, po opadnięciu pozostaje po niej tylko pierścień przy brzegach. Aromat, choć nie jakiś zachwycający, to jednak przyjemniejszy niż w jasnej wersji Colberga. Jest wyraźna nuta karmelowa, jest jakiś owocowy, jakby śliwkowo-wiśniowy akcent, jest lekki sos sojowy, delikatny biszkopt. Naprawdę całkiem nieźle, a na pewno lepiej niż w poprzednim piwie. W smaku też względnie smacznie. Jest dość słodko, najpierw zwraca moją uwagę nuta karmelowa, jeszcze bardziej wyraźne są motywy sosu sojowego, wyraźnie zaznaczają się nuty przypieczonej skórki od chleba. Nigdzie wprost nie jest określony styl, jaki to piwo reprezentuje, ale na moje najbliżej mu do Koźlaka. Trochę przeszkadza mi wysokie i intensywnie musujące nagazowanie. Parametry ciemny Colberg ma prawie identyczne jak jego jasna wersja (tym razem 14% ekstraktu, 6% alkoholu), jest dość treściwy, choć jego ogólna słodycz sprawia, że pod koniec piwo zaczyna być już lekko mdłe i zamulające. Może byłoby trochę lepiej, gdyby słodycz na finiszu była przełamana jakąś goryczką. W każdym razie Colberg Black jest na pewno lepszy i lepiej pijalny od Colberga Jasnego Niefiltrowanego i jeśli któreś z tych dwóch miałbym polecić, to właśnie ten ciemniejszy, choć obiektywnie z żadnego z nich nie uczyniłbym piwa do codziennego spożywania.

Z uwagi na urlop i następujące po nim Święta zrobiłem sobie dwa tygodnie przerwy od kraftowych nowości i nawet nie za bardzo jestem zorientowany, co ciekawego w międzyczasie zaproponowali nasi rzemieślnicy. Tuż po Świętach wracam do degustowania nowych piw, zmieniając nieco formułę pisania o nich na blogu. Mianowicie wszystkie piwa, których spróbuję w trakcie tygodnia (zwykle od poniedziałku do soboty, w niedziele raczej nie pijam) planuję pokrótce opisywać w jednym zbiorczym wpisie, który zapewne będę publikował w niedzielę lub - w razie jakiegoś opóźnienia - w poniedziałek. 

6 marca 2016

10 najlepszych JASNYCH piw 2015 roku

Na początku lutego opublikowałem tekst zatytułowany "10 najlepszych piw 2015 roku", w którym wytypowałem dziesięć piw z minionego roku, które najbardziej mi smakowały. Choć nie jest to niczym nadzwyczajnym, to zwróciłem później uwagę na to, że cała ta klasyfikacja jest zdominowana przez piwa ciemne, a jedynymi wyjątkami od tej prawidłowości były w tamtej dziesiątce Hard Bride z AleBrowaru oraz ABW z Birbanta, czyli piwa w stylu American Barley Wine, a więc choć jasne, to wciąż mocne i raczej degustacyjne. Doszedłem do wniosku, że ciężko w tego rodzaju klasyfikacjach mają pojawiające się najczęściej latem piwa lekkie, sesyjne, bo jednak najbardziej w pamięć zapadają te o największym kalibrze.

Dlatego też jeszcze raz wróciłem do piw debiutujących w roku 2015 i tym razem spośród tych, których miałem okazję próbować, wybrałem dziesięć najlepszych (moim skromnym zdaniem) jasnych. W bezpośrednich starciach z dobrymi RISami czy Porterami Bałtyckimi może nie mają zbyt wielkich szans, ale zważywszy na to, że takie style jak American Pale Ale czy India Pale Ale są uznawane niemal za ikony piwnej rewolucji, żal byłoby nie docenić godnych reprezentantów jasnej strony mocy. Tak więc przedstawiam moje TOP-10 jasnych piw z 2015 roku (kolejność przypadkowa):

Genius Loci - Illuminatus (American Saison)

Sporym zaskoczeniem była informacja z Ratebeer Best Awards, że miano najlepszego debiutującego w 2015 roku polskiego browaru przypadło Genius Loci. Ja sam miałem sposobność sięgnięcia po zaledwie jedno ich piwo (choć poza nim nie było ich zbyt wiele) i gdybym nagrodę miał przyznać tylko na podstawie Illuminatusa, to byłbym na tak! W aromacie bardzo przyjemna, rześka nuta kwiatowa, a także lekko pikantnie przyprawowa, a towarzyszy im zapach owoców tropikalnych i muśnięcie cytrusa w tle. W smaku wyraźna, ale przyjemna grejpfrutowo-ziołowa goryczka, nadająca piwu wytrawny finisz i świetnie wzmagająca sesyjność. Również dość wysokie nagazowanie sprawia, że piwo świetnie orzeźwia i jest bardzo dobrze i lekko pijalne. Saison to raczej nie jest mój ulubiony styl, ale American Saison w takim wydaniu (dodam, że wykorzystane chmiele to Mosaic, Nelson Sauvin, Sorachi Ace i Amarillo) to piwo idealnie trafiające w mój gust!

Kormoran - Kłos Wielozbożowy

O tym, że Browar Kormoran stać na wiele, wszyscy doskonale wiedzą, a jeśli ktoś miał wątpliwości, musiał stracić je po już tegorocznej premierze Imperium Prunum. W roku 2015 olsztyński browar nie szalał z ilością premierowych piw, ale swoją obecność systematycznie zaznaczał. Oprócz Kłosa pojawiły się jeszcze bardzo dobre Rosanke oraz innowacyjne BezGlutenNowe. A sam Kłos Wielozbożowy? To piwo, którego styl ciężko określić. Chyba najlepiej opisuje je człon "wielozbożowy" w nazwie, bo głównie wyróżnia go użycie prastarych odmian pszenicy: orkiszu, płaskurki i samopszy, a także słodu żytniego i płatków owsianych. Można by się spodziewać, że takie piwo będzie zdecydowanie słodowe, a tymczasem najbardziej zachwyca świetny cytrusowy aromat, a w smaku zwraca uwagę wyraźna głównie grejpfrutowa goryczka, z lekkimi nutami ziołowymi. Chmielenie z użyciem Citry oraz polskich odmian chmielu zrobiło bardzo dobrą robotę, chociaż mocną stroną Kłosa Wielozbożowego jest przede wszystkim idealny balans między chmielowością i słodowością.

Trzech Kumpli - Califia (West Coast IPA)

Zauważyłem, że często w różnego rodzaju podsumowaniach wielkie pochwały - zresztą zasłużenie - zbiera inne piwo Trzech Kumpli - Pan IPAni, czyli Wheat IPA. Niedocenione wydaje mi się jednak inne z serii prezentującej różne interpretacje stylu IPA, czyli właśnie Califia, która na mnie zrobiła jeszcze większe wrażenie. Już intensywny cytrusowy aromat charakterystyczny dla amerykańskiego chmielu (cztery razy C: Columbus, Centennial, Cascade, Citra) przenosi nas oczami wyobraźni na Wschodnie Wybrzeże USA. Smak tylko potęguje ten efekt. Jest klasycznie dla West Coast IPA, czyli mocno wytrawnie. Od pierwszego łyka uderza intensywna, grejpfrutowa goryczka, która mimo swej mocy nie zalega ani chwili dłużej niż powinna. Gdybym miał komuś polecić jakieś piwo ze świetną goryczką, poleciłbym właśnie Califię - tak zapadła mi w pamięć goryczka, mimo że piłem to piwo latem, czyli dość dawno temu. Zresztą właśnie latem sprawdzi się najlepiej, jest orzeźwiające i bardzo dobrze pijalne.

Pinta - Modern Drinking (West Coast IPA)

Pionierzy piwnej rewolucji w Polsce również przedstawili swoją interpretację West Coast IPA, wykorzystując jednak tylko jeden chmiel (padło na Mosaic), dodając go jednak tylko pod koniec gotowania oraz do chmielenia na zimno, za to w dużych ilościach. Wyszło bardzo dobrze! Już aromat okazał się wręcz soczysty. Mosaic pokazał w tym piwie pełnię swojego potencjału - mamy tu marakuję, mango, granat, grejpfrut, trochę agrestu oraz charakterystyczną dla tego chmielu nutkę nafty. Smak stanowi odzwierciedlenie aromatu, ale dołącza tu wyrazista, intensywnie grejpfrutowa goryczka, która skłania do sięgania po kolejne łyki piwa, nadając mu orzeźwiający charakter. Typowych West Coast IPA nie ma u nas zbyt wiele, ale bardzo dobra propozycja Pinty (podobnie zresztą jak wymieniona wcześniej Califia) dobrze tę niszę wypełnia.

Kingpin - Mandarin (Sencha American IPA)

Mandarina również należałoby rozpatrywać w kategoriach West Coast IPA, choć napis na etykiecie głosi "Sencha American IPA", a to z uwagi na dodanie zielonej herbaty Sencha. W aromacie dominują owoce tropikalne i trochę białych owoców, w tle lekko wyczuwalna jest podbudowa słodowa. W smaku piwo nadal jest tropikalnie owocowe, z wyraźnie zaznaczoną, dość wysoką goryczką na finiszu. Właśnie w tej goryczce doszukałem się największego wpływu zielonej herbaty, bo choć ma ona charakter głównie grejpfrutowy, to z nutą goryczki nieco herbacianej i pozostawiającej pewien nieco cierpki ściągający posmak kojarzący mi się z zieloną herbatą. Przy okazji należy nadmienić, że Mandarin zdobył złoty medal w kategorii India Pale Ale podczas Konkursu Piw Rzemieślniczych 2015, który w minionym roku po raz pierwszy odbył się w Poznaniu podczas Poznańskich Targów Piwnych.

Szałpiw - Kociamber (American Pale Ale)

Na Kociambra z pierwszej warki się nie załapałem, ale zdążyłem się sporo naczytać o świetnie wyczuwalnym kiwi, co mnie szczególnie intrygowało. Wystarczyło piwa dla mnie dopiero, kiedy uwarzono drugą warkę. Oczywiście przede wszystkim oczekiwałem kiwi, no i było, choć nieco mniej niż się spodziewałem. W aromacie przede wszystkim wyczuwalna owocowa, cytrusowa rześkość i subtelna podbudowa słodowa. Kiwi na granicy autosugestii - gdybym nie wiedział, że jest, to pewnie bym nie zwrócił uwagi. Podobnie jak z lekką nutką przyprawową w tle, która być może pochodzi od aframonu. W smaku kiwi nie trzeba się już domyślać - wyraźnie zaznacza swoją obecność. Wyraźnie zaznaczona jest przyjemna, raczej niska, grejpfrutowa goryczka, krótka i pozostawiająca słodko-owocowy posmak w ustach. Fajna jest również bardzo charakterystyczna etykieta, której dzięki pastelowo zielonemu kolorowi nie sposób nie zauważyć na półce sklepowej.


Hopkins - Lśnienie (Wheat American IPA)

Browar Hopkins wskoczył na piwną scenę pod koniec minionego roku prezentując od razu dwa piwa, świetny Foreign Extra Stout Transfuzję i równie dobre Wheat AIPA Lśnienie. W tym drugim intensywny owocowy aromat zdominowany przez mango i marakuję aż wdziera się do nosa zapowiadając tropikalne orzeźwienie w smaku. I rzeczywiście piwo w smaku rześkie i odświeżające, z przewagą tropików, ale i wyraźniej zaznaczającymi się cytrusami. Efekt orzeźwienia jest potęgowany przez lekką cytrusową, a może i trochę pszeniczną kwaskowatość. Na finiszu wjeżdża wyraźna grejpfrutowa goryczka, która na chwilę zostaje na podniebieniu, zachęcając w ten sposób do sięgania po kolejne łyki. Idealne piwo na letnie upały, orzeźwienie gwarantowane!

Pracownia Piwa - Beer For Tap (Hoppy Witbier)

Podkrakowska Pracownia Piwa również wypuściła piwo, które ma wszelkie cechy, aby być idealnym napojem na czas, kiedy żar leje się z nieba. Subtelna pszeniczna podbudowa słodowa oraz przeplatające się kolendra i cytrusy w aromacie. Smak stanowi właściwie odzwierciedlenie zapachu - charakterystyczna dla Witbiera kolendra jest wyraźnie wyczuwalna, a towarzyszące jej odważne, ale nie przesadzone ani o odrobinę, nachmielenie daje sporo charakteru cytrusowego, który również w tym stylu dobrze się odnajduje. Cytrusowy, grejpfrutowy charakter ma także goryczka, która wyraźnie zaznaczona jest na finiszu, pozostawiając przyjemny posmak na podniebieniu i zwiększając pijalność. Umiarkowane nagazowanie potęguje wrażenie orzeźwienia, choć piwo samo w sobie jest rześkie. Aż szkoda, że Pracownia leje piwa wyłącznie w butelki o pojemności zaledwie 330 ml, bo Beer For Tap aż zachęca do tego, aby wypić go trochę więcej.

Artezan - Mera IPA (West Coast IPA)

Czy ja przypadkiem gdzieś powyżej nie pisałem, że nie mamy zbyt wielu IPA w wydaniu West Coast, po czym wymieniłem trzy? ;) No to dorzucam do kompletu czwarte! Mera IPA pojawiła się w ubiegłym roku wskakując do stałej oferty Artezana i absolutnie nic w tym dziwnego, bo to ekstremalnie pijalne piwo. Zarówno w aromacie jak i w smaku dominują nuty cytrusowe, przewijają się też słodkie owoce tropikalne czy lekka nutka świeżych soczystych brzoskwiń. Na finiszu wjeżdża dość wysoka  (bardzo uczciwe 70 IBU) grejpfrutowa goryczka, która pozostaje w ustach na dłuższą chwilę, choć w przyjemny sposób, pozostawiając owocowy posmak, zachęcający do sięgania po kolejne łyki. Coś dobrze pijalnego, treściwego, ale porządnie orzeźwiającego, pachnącego owocową rześkością? Polecam Merę.

Browar w Grodzisku Wielkopolskim - Piwo z Grodziska Chmielone na zimno (Grodziskie)

Powrót Browaru w Grodzisku jest w ogóle jednym z najważniejszych wydarzeń 2015 roku. Świetnie, że poszło za tym także pojawienie się bardzo dobrego Grodziskiego na rynku. Wersja podstawowa stale dostępna w sklepach była bardzo dobra, kiedy ją piłem (choć słyszałem głosy, że trafiają się warki lepsze i gorsze), ale wersja chmielona na zimno chmielami Fantasia i Styrian Goldings miała w sobie to coś, co sprawia, że to moim skromnym zdaniem najlepszy "Grodzisz" w Polsce. Wyraźnie wyczuwalna jest subtelna, bardzo charakterystyczna wędzonka, obecna zarówno w aromacie, jak i w smaku. W smaku towarzyszy jej delikatny cytrusik skryty w tle (efekt chmielenia na zimno?), ale i lekka pszeniczna kwaskowatość. Od wyglądu powinienem zacząć, ale z uwagi na to, że zabrakło mi odpowiedniego szkła (szkło do Grodziskiego jest na mojej liście planowych zakupów) nie ukazało mi się w całej swojej prezencji, więc zostawiam ten element na koniec. Piwo ma klasyczną słomkową barwę i pokrywa je bardzo obfita warstwa puszystej piany. Jest wodniste i mocno nagazowane, czyli jest dokładnie tak, jak należałoby się spodziewać.


Mając w pogotowiu zapas piw z powyższej dziesiątki, bez obaw można mierzyć się z letnimi upałami. Oby w tym roku browary również pamiętały nie tylko o wyścigu o jak najwięcej BLG w swoich piwach, ale również oferowały nam znakomite sesyjne piwa. Zresztą nie mam wątpliwości, że tak właśnie będzie, bo takie piwa są bardzo potrzebne - czasem człowiek nie ma ochoty godzinami rozwodzić się nad jakimś bardzo złożonym piwem, tylko zwyczajnie się zrelaksować popijając orzeźwiające piwo.